środa, 30 października 2013

"DZIADY"

tuż, tuż. A ja obudziłam się nieco za późno. Niestety, grobów nam przybywa, na dziś już cztery. Dotąd grobem Dziadków i Alusi zajmowała się pani Pe. Od śmierci Ojca ogranicza się tylko do położenia chabazia i świeczki. Zresztą nie robi tego osobiście, a przez dziecko swoje któreś, dla którego te osoby są nikim. A ja mam 100km i uwiązanie. Jeszcze jest Mama i Gocha. A grobem Ojca to ona się chyba zajmie. (Zobaczymy, czy zmyje w tym roku tę plamę, która jeszcze przed pogrzebem była na środku płyty)Mi pozostaje tylko wiązanka. Braciul miał luz w poniedziałek, bo autko mu padło, więc pojechał pomyć. Chciał chryzantemy w doniczkach postawić, ale to pomysł średni, ze względu na możliwości bywania i sprzątania (zwłaszcza).
Wczoraj wybrałam się do mieściny, zakupiłam resztę kwiatów, wydałam kuuupęę pieniędzy, a kupiłam co dostępne, bo już przetrzebione mocno. Wieczorem stworzyłam wianek z sosny i thui, z chryzantemami, na Alusię. Jak na pierwszy w życiu wianek, wyszedł zadowalająco. Dziś będę tworzyć trzy stroiki. Nie kupiłam gąbki florystycznej, bo już cienko było w portfelu, a cholera droga. I miałam zgryz, w czym to ułozyć. Aż Starszy wymyślił -styropian, a może raczej styrodur. Plączą się tam w piwnicy jakieś opakowania z lodówki itp. I tak trzeba by czymś zalać, żeby nie zwiało.
Dziś leje, więc będę mogła tworzyć bez obciążeń, że co innego mam do roboty.

U mnie z tym świętem jest całe zamieszanie. Po pierwsze rodzina męża jest tu i tym się zajmuje szwagierka najważniejsza. Zwykle ma loty wielodniowe. W tym roku jakoś wyluzowała i w tym tygodniu jeszcze cmentarza nie zaliczyła. Ja mam 100km i dotaszczyć się muszę z wystrojem. A ostatnio jest jedno auto, więc problem. Na szczęście w czwartek Braciszek będzie z drewnem w Biłgoraju, to mnie podrzucą w odpowiednie miejsce z tym wystrojem, żeby mógł mnie zabrać. Gorzej będzie z wracaniem, bo ciężko dopasować autobus do pociągu. Wot, kretynizm taki w naszej ojczyźnie. (Jak podróżowałam dawniej, jeszcze za peerelu i u jego schyłku, to autobusy były dopasowane do pociągów, lub odwrotnie i nigdy nie miałam dłuższej przerwy jak 20 min. Teraz jest na ogół na styk, i nie daj boże z bagażem, trzeba gnać z PKS na PKP. A jak nie to 1,5 godziny czekania wśród żuli na dworcu. Po prostu kiedyś komunikacja była dla ludzi, teraz jest dla prezesów). A wrócić muszę na wieczór, bo cycków nikt nie tknie.
Dodatkowa komplikacja to ta, że 28.10 Starszy ma imieniny, a 31.10  Dziecko -  urodziny. No, tak się głupio złozyło, że doktory chciały sprawę załatwić przed świętem. No, a u nas to święto ma, jak większość świat, charakter patetyczno-żałobny i weselić się nie wypada. Niby takie to wszystko święcie w słowa proboszcza wierzące, a proboszcz od lat gada, że to "imieniny" wszystkich, którzy już świętymi zostali, a dni w kalendarzu na nich brakło. A święto zmarłych jest drugiego.No, ale,
Swoją drogą, ciekawa jestem, jak by wyglądało u nas takie Święto Dziękczynienia. Pewnie byłoby wspominanie tych, których Indianie ze skóry obdarli, lub zamarzli w wielkim marszu przez góry. Składanie wieńców, msze żałobne, flag wciąganie, długie i zawiłe mowy tych z prawa i tych z lewa. Marsze , pochody i kontrpochody,itp. Tak jak ze Świętem Niepodległości, że aż nieprzyjemnie je obchodzić. A nie tak się po prostu zebrać rodzinnie i zeżreć indyka oraz poweselić z przyjaciółmi.
No to idę tworzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..