sobota, 23 listopada 2013

zarobiona....

no, mówię, że ta długa jesień mnie w końcu dobije.
Właśnie rozdarł się budzik, życząc mi "good morning", czyli siódma. Ale nie śpię już od półtorej godziny. No, dobra. Idę spać na ogół o przyzwoitej porze, czyli grubo przed północą. Nie tyle idę, co, prawdę mówiąc, padam na pysk. Ciągle mamy z Dzieckiem mnóstwo pracy i to niestety, takiej, która jest dla mnie dość ciężka. Najgorsze jest to, że trzeba czasem dźwignąć coś bardzo ciężkiego i muszę w tym Dziecku pomóc. Niby obiecywało, że do dźwigania kogoś znajdzie. Ale, w sumie, trudno przez pół godziny organizować dźwigacza, który potem będzie dźwigał 3 minuty.
Pan Starszy wybrał wolność i półtora tygodnia temu zmienił towarzystwo na lepsze, czyli wybrał sie do swojej ukochanej siostrzyczki, tj. szwagierki najważniejszej. Oczywiście SWOIM autem.
Z powyższego powodu jesteśmy komunikacyjnie ograniczeni i nawet zrobienie podstawowych zakupów jest problemem, bo ja się do dźwigania siat i wożenia ich wieśbusem nie nadaję. Dziecko natomiast jest wrogiem wszelkiej komunikacji publicznej. Sąsiadka jeździ czasem na zakupy, ale na ogół w porze, kiedy ja mam robotę, więc wybranie się z nią odpada. A jakoś krępuję się dawać jej listę. Choć mówi, że nie ma problemu.
Z powodu wyżej podanego atmosfera zrobiła się jakaś luźniejsza i robota nam idzie jak z płatka. Na prawdę dużo przez ten czas pchnęliśmy. I to wiele takich zaległych tematów, które gdzieś tam wisiały w powietrzu od dłuższego czasu i zawsze "się nie dało". Jakoś się dało.
W tak zwanym międzyczasie coś tam uszyłam. Tzn. kilka poszewek i zaległy fartuszek dla jednej Kasi. Mam jeszcze jeden zaległy, komuś już dawno obiecany, mam pomysła na niego, tylko teraz realizacja.
Pomysłów mam jeszcze kilka, ale najpierw muszę dobić do finału tych zaległych tematów, póki jeszcze pogoda pozwala.
Kota bezczelna wlazła mi właśnie na kolana, z pomrukiem jak traktor i domaga się głasków. Kota jest bezczelna. I psuj gorszy od Pana Kota. Kota, przemieszcza się po mieszkaniu lotem błyskawicy, zahaczając po drodze o różne rzeczy. Rozważam, w związku z tym, ideę istnienia w "salonie" stojącego kwietnika. W zasadzie nie bardzo ma już po co stać, bo kwiatki dobite zostały (dzięki Kocie i przesadzeniu w ziemię, która chyba spod wielkiego pieca pochodziła). Najczęściej zastępuje Kocie drzewo do wspinania się. Później zasiada "na gałązce", czyli w doniczce z kwiatkiem, centralnie na kwiatku, wygniatając dupskiem, czego wcześniej nie załatwiła łapkami. Wykrada różności, z różnych miejsc, a potem znajduję je tylko przypadkiem. Ostatnio poszukiwałam drugie, dobrej szpulki do Singera (miałam tylko 2 dobre, w tym jedna w bębenku, a druga nałożona na szpikulec na nici). No i ta druga zaginęła w akcji. Zrezygnowałam z szukania, bo szukanie mnie dobija zawsze. Zwłaszcza, jak nie ma pomysłu, gdzie można by szukać. Będąc w mieścinie zakupiłam 3 dodatkowe i schowałam do pojemniczka w maszynie. Dobrze, że mam dwie maszyny i nie muszę wymieniać koniecznie szpulek, gdy potrzebuję innego koloru nici. (A tak było, jak szyłam ten zaległy fartuszek: na białym szyłam białymi, na czarnym -czarnymi. Przy jednej maszynie zajęłoby to pół dnia i wymagało opracowania planu zszywania).
Dziecko Pierwsze ma coraz gorzej w pracy. Psychicznie wysiada. Ale muli się jakoś, jeżeli chodzi o zmianę. Na Golden Line dostała ofertę z korpo. Podobno atmosfera OK, bo koleżanka tam pracuje, a pobory dostałaby pewnie 2 razy wyższe niż ma tu, gdzie jest teraz. Nakazuję ruszenie dupy, zwłaszcza, że ostatnio dostała drugą już propozycję z tej firmy. Odwleka kroki, do powrotu z delegacji zagranicznej, na którą jedzie w początku grudnia.Ten wyjazd to żadna rewelacja z punktu widzenia turystycznego, bo grafik ma tak mocno napięty, że otoczenie zobaczy z okna samochodu, lub pociągu. Zależy jej na tym pod kątem CV przyszłego. Dodam, że firma prywatna, nie stosuje ogólnie przyjętych zasad, że pracownikowi na delegacji należy się tzw dieta, z której nie musi się rozliczać. Dają jakieś tam grosze i żądają paragonów . Poprzednią delegacje obskoczyła prawie za własna kasę, bo bała się wydać firmowe pieniądze na wodę mineralną, kawę, czy podpaski.
Mgła opadła, w piecu się pali, już nawet w domu cieplej. Ósma na zegarze, więc idę do zwierzaków.

2 komentarze:

  1. Tak wcześnie wstajesz dla mnie to środek nocy...

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam po nagrodę do mnie

    1.Kot czy pies i dlaczego.
    2.Miasto czy wieś i dlaczego
    3.Telewizja czy komputer
    4.Książka papierowa czy e-book
    5.Lato czy zima
    6.Potrawy normalne czy wegetariańskie
    7.Zapach wanilii czy cytryny
    8.Kolory ziemi czy pastele
    9.Lasy czy łąki
    10.Góry czy morze
    11.Obieżyświat czy domowa istota

    Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów niżbyśmy chcieli, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..