niedziela, 1 grudnia 2013

wycieczka

była wczoraj. Pan Starszy, w rozmowie z Dzieckiem P. zapodał, że się wróci na rodziny łono, jak ja z Dzieckiem P. po niego przyjadę. Co było robić. Znowu dla tzw świętego spokoju (czyjego?) wzięłam i pojechałam. Ziąb był okrutny wczoraj, takie wredne wiatrzysko. Wydmuchało nas na przystanku, gdy czekałyśmy na busa (na szczęście był autobus, bo w busie klaustrofobia mnie je). Zgodnie z zarządzeniem Dziecka, miał być gotowy. A że Dziecko P. zadzwoniło do ciotuni 2 przystanki wcześniej, to gotowa była tez herbata. Moja -z rosołem. Wypiłam z obrzydzeniem, zebraliśmy manatki i do autka. Dziecko rzekło na odchodne: "Tylko ciotka, tak bardzo nie podskakuj z radości, bo jeszcze sobie coś zrobisz". Ciotka była szara, bura i wymięta. Znać,że to ograniczenie półmiesięczne jej przestrzeni życiowej dało jej się we znaki.
Po drodze wstąpiliśmy do oszą, ale zakupy były żadne, bo szedł pomału na wózku i mi ciągle ginął. Tyle, że czapkę nabyłam za 19zł polskich. Już się zabierałam za robienie nowej, ale jakoś problem był ze startem. (Aktualną pożarł kot. On to robi tak, że przydeptuje łapami, chwyta zębami, co wystaje i szarpie. Najczęściej załatwia w ten sposób wszelki papier dostępny, czasem reklamówkę. No i do mojej czapki miał juz dwa podejścia. No, było nie zostawiać na wierzchu.)
Nabyłam też nową kawiarkę, stalową niby. Ale coś mi się zdaje, że we wnętrzu jednak jest aluminium. Czyli mój alzhajmer nadal będzie się dożywiał.
Nie znoszę zakupów w takich molochach : 50m do mięsa , 50m do ryb, znowu 50 do jogurtów. A ceny wcale nie powalające. Wolę już moją biedronkę i centrum. Nie nabiję tyle kilometrów z wózkiem, kupię to samo (i tak kupuję ciągle to samo, fanaberii żywieniowych brak, bo kasy brak. Były np kozie jogurty. Nawet nie popatrzyłam kto robi, bo kubeczek taki malutki, góra 150ml, kosztował prawie 3zł. Jak bardzo zechcę, to mogę zrobić sama. Tyle, że ostanie mleko, postawione na kwaśne zachowało się bardzo brzydko - zjełczał w nim tłuszcz i twaróg wyszedł śmierdzący fatalnie. Zjedzą psy. Smakuje im nawet. Poprzednie wyszło super, bo dałam na zaczynek szklankę serwatki kwasowej. Teraz nie miałam. A serwatka podpuszczkowa chyba tej roboty nie zrobi.)
Przyjechaliśmy do domu już prawie po ciemku, więc złapałam psy i poszłam wyprowadzić. Obskakały pana jeszcze na podwórku i poleciały. Po czym Księżniczka po paru krokach się rozmyśliła i chciała wracać, co jej wyperswadowałam.
Dziś dzionek zaczęłam o 6.00. Miałam zaczyniony chleb na rano i chyba świadomość tego chleba ciemnym rankiem mnie z łóżka wypędziła. Oczywiście czereda całą łaziła za mną krok w krok, bo głód wielki panował. Nakarmione zostało wszystko, chleb właśnie się upiekł.
A w międzyczasie odbyła się akcja napychania kotów tabletkami na robale. Mimo opanowanych już metod postępowania z kotowatymi jest to zawsze hardcore. Mała poszła do nogawki od "pekesia" Księżniczki. A i tak dała radę przerysować mi, niby obciętymi pazurami dwa palce w poprzek. Pan Kot protestował juz przy wsadzaniu w rękaw flanelowej koszuli. Warczał jak pies. Ale dziwnym sposobem, udało mu się tę tabletkę wetknąć bezpowrotnie. Nie ma to jednak jak psy. Tu karmienie wszelkimi pigułami odbywa się ekspresowo i bez strat własnych.
No, a wieczorem jeszcze była jazda. Dziecko okupowała łazienkę na tyle długo, że mała pinda wzięła i zlała się Starszemu na łóżko. Musiałam wymieniać całą pościel, łącznie z kołdrą. A ta olana jest owcza, do pralki mi nie wlezie, chyba muszę do pralni. Zastanawiam się tylko, czy pranie nie kosztuje tyle co nowa.
Wniosek: w drzwiach od łazienki trzeba zrobić okienko z klapą, żeby, w razie okupacji, kotowate miały dostęp i nie obsikiwały chałupy.
Płyta plexsi metr na półtora kosztuje ponad 60zł! Wytnę z tego najwyżej 2 szyby. To co zostanie nada się pewnie do żółtego worka. Musze w poniedziałek sprawdzić, czy w najbliższej mieścinie jeszcze działa szklarz. Nie ma to jak niestandardowe rozmiary otworów okiennych! I rzemiosło artystyczne ciesielsko -stolarskie, dzięki któremu skrzydło okienne pasuje tylko do jednego okna, bo w drugim zawiasy sa zakute już inaczej.


1 komentarz:

  1. No to mialas "jazde ":( Takiego "starszego pana " niejedna ma w domu i...musi go znosic ,dla swietego spokoju ...tylko ,czy to wlasnie jest ten swiety spokoj? hmm...Dzisiaj mlode ,niezalezne finansowo i ? uczuciowo..sa bardziej harde i olewajo himery faceta !!! I wiesz co ? tak sobie mysle ...moze majo racje..hmmm..zycie jest krotkie ..i tak jak moja wyemancypowana matka mowila "pies z nim tancowal !!! " ..Podziwiam Cie ! Harujesz jak z przeproszeniem wol ! o wszystkim myslisz ,wszystkich znosisz ...pomimo ,ze juz jestes na zaslozonej emeryturze ...Na dobra sprawe powinnas teraz siedziec sobie w cieplej kawalerce z kotem na kolanach pic goraca herbatke i czytac ..Podziwiam !!!Acha !!! A co by bylo jak to Ty bys pojechala sobie na ponad dwa tygodnie gdzies ? Myslisz ,ze by po Ciebie przyjechal ? Mimo wszystko trzymam kciuki co by bylo lepiej ,bo swieta itd...

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..