wtorek, 14 stycznia 2014

jeszcze jedno ZUO i Księzniczka daje czadu

Dzisiejszy dzień upłynął głównie na wyprowadzaniu Księżniczki.
Zaczęło się rano. Pierwsze sikanie -normalnie.
Potem,  po kozach, poszłam z psicami  na dłuższy spacer, który okazał się całkiem krótki z powodu bojkotu Księżniczki: spuszczona na sąsiadowej trawce, zrobiła cóś tam, po czym siadła. No to ją olałam i poszłam z Czarną dalej, daleko dość. Oglądam się - a ta siedzi, jak siadła. I ogłuchła w dodatku. Nawet rzucony patyk zachęcił ja do ruszenia dupska średnio. W końcu jakoś dowlekłyśmy się do domu i poszła leżeć na moje łóżko. A wyglądała na ciężko chorą, tak, że trochę już mnie w dołku zaczynało gnieść.. Przespała pół dnia. Około drugiej skoczyliśmy lotem błyskawicy do miasteczka i po powrocie zapodałam Dziecku, żeby poszło z psami, a ja za ten czas zajmę się obiadem
.Dziecko poszło i dość szybko przyszło, z tym że Księżniczka tylko się przespacerowała.
Nastawiłam co miałam nastawić i zrobiły się wolne moce przerobowe. A że planowałam już wcześniej zerwać dla kóz jarmuż z grządek i tymianek dla Starszego, więc wzięłam Księżniczkę na sznurek i idziemy. Poszła truchcikiem. Puszczona luzem nawet pobiegła kawałek drogą, ale wracać trzeba było, bo garnki bulgotały. Po chwili Księżniczka już pod drzwiami siedzi z łapy na łapę, jakby pęknąć miała. No to Dziecko znowu dostało delegację. Syknęło tylko i poszło.
Dziecko poszło i za chwilę telefon: "Chodź tu szybko!". No to złapałam czapkę i gumofilce i lecę. A Dziecko zapodaje, że z Księżniczką coś się dzieje, bo chodzić nie chce. No, to ją wzięłam i odpięłam, że może sznurek jej nie odpowiada, albo męskie towarzystwo. A tu nic. Księżniczka nie idzie. Wzięło dziecko Księżniczkę na ręce, kawałek poniosło, kazałam puścić na glebę. Na glebie siadła i wyglądała tak, jakby to były jej ostatnie minuty. No, to Dziecko znowu wzięło psinę na ręce i zaniosło do domu. Po drodze stwierdziło, że zaraz jak zjemy, jedziemy z Księżniczka do weta.
Po obiedzie wysłałam Dziecko do apteki po Laktulozę i czopki. Jedno i drugie zostało zaaplikowane i już za moment musiałam się ubrać. Ostatkiem sił chodząca przed godzina Księżniczka, pokłusowała ym razem na miedzę, coś tam z siebie wygniotła (mam nadzieję, że więcej niż czopek), po czym wyraziła chęć na spacer. Obniuchała sąsiadową trawkę i na końcu została wzięta na smycz. Zachodzimy na podwórko, a Księżnczka ciągnie na trotuar. No, dobra, to idziemy. Może jakiś ciąg dalszy się szykuje. Truchtem przeciągnęła mnie przez te 700m stałej trasy, po drodze penetrując cały opuszczony ogród oraz obniuchując i podsikując uprzednio podsikane innymi psami trawki. I krokiem śmiałym i ochoczym wróciłyśmy do domu.
Domowe tałatajstwo dostało kolację, Księżniczka dietetyczną , wzbogacona kolejną dawka Laktulozy.
Po czym poszłam do kóz, po czym wyprowadziłam obie , jak zwykle.
Po czym za chwilę Księżniczka siedziała u drzwi, więc poszła na trawkę.
Po czym znowu siedziała, więc założyłam gumofilce i kapotę i znowu poszłam na trotuar. Księżniczka ruszyła krokiem śmiałym i ochoczym, zbyt śmiałym jak na moje znękane już spacerami rusztowanie, przewlekła mnie przez całą tradycyjna trasę, kilkakrotnie dając nadzieję na efekty działania Laktulozy. I krokiem śmiałym i ochoczym przywlekła mnie do domu.
Po czym znów siedziała pod drzwiami, na co rzekłam "Precz, koniec robienia durnia z pańci. Won spod drzwi, kota gonić" Popatrzyła spopod grzywki i poszła. Uwaliła się na mojej poduszce i chrapie, jak stary chłop do tej pory.
I niech mi ktoś powie, co jest grane.
Dziecko twierdziło, że to był foch. Ale potem przyznało, że wyglądała, jakby miała za chwile wyciągnąć łapy. Ale potem? Laktuloza nie działa pobudzająco na osobnika. Pobudza tylko perystaltykę jelit.

Żeby nie było zbyt monotonnie, udawszy się do obórki po rękawiczki, przyniosłam obórkową kotę do domu. (Rękawiczek nie przyniosłam, bo ich tam nie było - po niedawnej akcji kanalarskiej zostały w piwnicy) Koty zaczęły się zaprzyjaźniać, jak maluchy w przedszkolu lejąc się po ryjach. Potworzyły się podgrupy tymczasowe. Ale ogólnie Pan Kot ma na to w...ane. Spogląda na hołotę z wyższością i idzie w swoją stronę. Jak hołota jest zbyt nachalna i za dużo jej się wydaje, wymierza cios stabilizujący z warknięciem. I idzie w swoją stronę.
Małe ZUO, było dość zajęte nowym kotem w domu. Mimo to udało jej się rozbić szklana buteleczkę z kamyczkami. Buteleczka stała na półce  w regale z bieszczadów. Tę półkę małe ZUO spenetrowało wstępnie już wczoraj - udało się jej wskoczyć na półkę, otwierając po drodze barek, a następnie do nadstawki, gdzie trzymam moje swetry. Zdziwiona byłam nieco ujrzawszy czerwony golf na środku podłogi, oraz drugi sweter zwisający z nadstawki.Po dzisiejszych próbach wysokościowych zdjęłam z półek i schowałam do barku, stojące tam porcelanowe flakoniki i aniołka. Wszystkie mają zbyt dużą wartość sentymentalną i zabytkową, by pozwolić aby małe ZUO je zdezintegrowało. Może przeproszę się z szybami. jak je znajdę oczywiście.
Trzecie ZUO, oprócz tego, że leje z bekendu wszystko co się napatoczy, nie próbuje na razie szaleć.Dostało właśnie koszyk wiklinowy z kocim  kocykiem i sobie się w nim ułożyło.
A poza tym nic na działkach się nie dzieje. Oprócz tego, ż eod rana była akcja z piecem C.O. szwagierki-najstarszej-ale-nie-najważniejszej.

1 komentarz:

  1. Byłam zdziwiona wczoraj rano, kiedy przeczytałam o deszczu, bębniącym o szyby, wyjrzałam na taras, aha! rzeczywiście mokro, popadało, a dziś w nocy to już całkiem solidna ulewa; niby dobrze, bo w pogórzańskiej studni znowu obniżył się stan wody, pewnie trzeba ją będzie pogłębić; a w domu, szkoda gadać, już mi się nie chce ścierać bez przerwy podłogi, a szyba zapaćkana błotem, bo pukają do domu psy po wyjściu do ogrodu; niedaleko suka sąsiedzka ma cieczkę, Amik niespokojny, aj! przeżyć to błoto, może jakby mróz troszkę ściągnął; psy są mądralińskie, moja Miśka, ażeby położyć się na tym miejscu, gdzie Amik już wygrzał, potrafi stanąć przed drzwiami i skrobnąć w szybę, że chce wyjść, a kiedy Amik podejdzie też, robi odwrotkę i zajmuje jego miejsce, a to cwaniara, już nie raz obserwowaliśmy takie zachowania; zwierzaki są fajne, dostarczają tyle do obserwacji; pozdrawiam deszczowo.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..