sobota, 18 stycznia 2014

leje, po szybach dzwoni

a ja znów nie śpię. Chociaż pobudka była dziś tuż po piątej. I na wariackich papierach: szwagierka najważniejsza  zadzwoniła do Starszego, że ma okropne bóle brzucha. Starszy za drugim, czy trzecim telefonem zdołał ją przekonać, żeby wezwała pogotowie. Ona wezwała, ja zerwałam Dziecko i panowie pojechali do Rz. W międzyczasie sz. zadzwoniła, żeby powiedzieć gdzie ja wiozą. Przywieźli ją na izbę przyjęć, pora była nieodpowiednia, bo nocna zmiana trwała już w pogotowiu do opuszczenia posterunku, a dzienna jeszcze nie miała zamiaru się zjawić, lekarza zero.
(Nawiasem mówiąc na oddziale ratunkowym naszego powiatowego szpitala byłam ze Starszym, eRką przywiezionym o takiej właśnie porze i tu zmiana odbywała się w locie: schodzące przekazywały papiery i pacjentów przychodzącym. A lekarz był dyżurny. Na specjalistę z oddziału szpitalnego już trzeba było chwile poczekać, ale EKG i krew robili natychmiast. Natomiast w Sanoku, gdy się tam pojawiłam swego czasu - nie czekałam dosłownie ani chwili, nawet USG natychmiast przyjechało DO MNIE, a nie ja jechałam na USG)
Tak więc na tej izbie przyjęć sobie trochę poleżała, jakąś kroplówkę jej dali i pewnie środki przeciwbólowe. Po czym (po ok 2 godzinach) zawieźli na górę, na USG. Po czym jeszcze trochę poleżała i oznajmili jej, że pojedzie na obserwację do szpitala miejskiego, bo tam jest akurat ostra chirurgia. Czym sz. wystraszyli i odmówiła pojechania, czyli zabrała dupę w troki do domu. Żeby choć ją panowie przywieźli do nas, albo drugiej sz. Ale nie, zażyczyła sobie do siebie i została sama, z podejrzeniem, że to mógł być wyrostek. I takim sposobem szanowna sz. będzie znów pokonywała chorobę siłą woli.
Skądinąd szajba w tym kierunku jest u nich chyba genetyczna: starsza siostra nie podpisała zgody na operacyjne złożenie pękniętego stawu biodrowego i od dwóch lat leży, a córka ją przewija, podmywa i karmi, mając przy tym jeszcze własną córkę, już 30 letnią, chorą na SM i już niestety niesamodzielną. Braciszek też był bohater, jak żebra połamał i mu z trudem gorset załatwili za ciężkie pieniądze z lekkiego gipsu, to porozcinał i nie nosił. Leki na Parkinsona brał dopiero jak u nas zamieszkał i ja zaczęłam tego pilnować.
No i niestety, te geny dostały się mojej Córce - recepta od pani doktor od nerwów leży niewykupiona. Tyle, że Córunia już mi nie szlocha do słuchawki, bo spodziewa się chyba, że dostałaby zjebkę.

Oprócz tego przez kilka poprzednich dni miałam jazdę z Księżniczką. Wyprowadzałam ja po 8 razy dziennie i szlag mnie trafiał, bo ledwo wróciłyśmy ze spaceru bez efektów - znowu stała pod drzwiami. Wreszcie puknęłam się w czerep i wrzuciłam na luz. Zaczęłam dawać systematycznie raz dziennie Laktulozę i raz łychę oleju lnianego. Przez dwa dni dostawała także takie gluty z siemienia. Trochę się poprawiło, bo zaczęły być efekty na spacerze. Te wielokrotne spacery też nie były stracone, bo przynajmniej miała więcej ruchu, co jest dla niej wskazane. I spacerowała raczej ochoczo, nie zapierając się łapami.
Ja spacerowałam mniej ochoczo, bo z duszą na ramieniu, zwłaszcza wieczorem. Albowiem, z powodu tej idiotycznej pogody suki zaczynają się ciekać i już psy luzem biegają mi po podwórzu.
Raz, wychodząc wieczorem do kóz, zastałam u schodów wielkie bydlę, wyglądające jak krzyżówka ONa i Huskiegi, które w dużym poważaniu miało moje do niego przemowy, żeby sp..dalał skąd przyszedł.
U kóz podparłam drzwi widłami od środka (nie mam od wewnątrz zamknięcia). Na szczęście bydlę zrozumiało, że nie jest mile widziane w tym miejscu, bo jak te widły odblokowałam i się wygruziłam, to już go nie było. Za to był gdzieś w okolicy, bo psi rwetes dochodził zewsząd. Więc na wieczorny spacer po trotuarze poszłam w towarzystwie bodyguarda uzbrojonego w kij od szczotki. Bodyguard był wściekły z powodu otrzymania tej zaszczytnej funkcji, latarnie się nie świeciły, a że pochmurno było to łysy też, więc spacer był krótki bardzo.
Styczniowa wiosna poprzewracała we łbach stworzeniu wszelkiemu i młoda kotka - Panna Kota ma ruję. Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że ruja u kotek jest niezwykle uciążliwa dla otoczenia. Chodzi taka wariatka, nie dość że dupska nadstawia bele czemu, to jeszcze ryj drze przeraźliwie. A Panna Kota przeszła w dodatku ostatnio samą siebie obsikując po kolei łóżka panów w te i z powrotem. Tak że 3 kołdry prałam w ciągu dwóch dni (właściwie 2, z tym, że jedną 2 razy) Nie wiem, co jej się w tym dziwacznym łebku mota, bo kuwetowa jest permanentnie nigdzie indziej się nie załatwia i zagrzebuje wszystko ładnie. No, chyba, że uda jej się wparować do pokoju któregoś z panów. Wtedy natychmiast wskakuje na kołdrę i leje z marszu. Nie kumam o co chodzi.(Może ma awersje do facetów?) Dziecko się zagotowało dzisiejszej nocy bo wpadła do niego (było drzwi zamknąć, a nie ogon zostawić) i natychmiast go podlała. Wrzask był okropny, musiałam oddać Dziecku własną kołdrę, bo jego jeszcze nie wyschła poprzednio uprana, a na strych mi się po nocy iść nie chciało. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi do środkowego pokoju, tak że odcięłam się ze zwierzyńcem od reszty mieszkania i zwierzyniec cały wyleguje się u mnie. Pan Kot z psami na wyrku, Tosia w koszyczku, a Panny Koty nie widzę, więc pewnie w końcu poszła do swojego wyrka.
Dziecko P, ma mieć jutro znów koleżankę z Podlasia, która ma kleptomaniackie zwyczaje. Oraz na pewno jej znowu zaleje sąsiadkę uprawiając riki - tiki z facetem w wannie. Zaleciłam, po doświadczeniach poprzedniej wizyty, by pochowała cenniejsze długopisy oraz usunęła dwudziestozłotówki z kieszeni dresówek.  Powinna też tym razem mieć lodówkę pustą. Jeszcze nie przyjechała, a już narobiła swądu. Na temat noclegowania tej właśnie osoby swoje zdanie wyraziłam, więc niech mi Dziecko P. nawet nie próbuje jojczeć i opowiadać o kolejnych akcjach Podlasianki, bo będzie horror.
No i tym optymistycznym akcentem kończę na teraz. Księżniczka chrapie jak stary, deszcz dzwoni po szybach, a mi się wcale nie chce spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..