wtorek, 21 stycznia 2014

Raz na lodowo

Właściwie, nie wiem czy raz, bo zlodowacenie trwa już drugi dzień.
Zaczęło lodowacieć w zasadzie w nocy z niedzieli na poniedziałek - idąc na poranny spacer zauważyłam za stodołą sąsiada "szkło" na ziemi. Szkło, to szkło. Ale, skąd się wzięło, jak go wczoraj tui nie było. Poszłam dalej.
Dopiero idąc na kolejny spacer, zobaczyłam, że krzaki, drzewa, ogrodzenia i wszystko pozostałe pokrywa dość gruba warstwa lodu. Za poruszeniem wiatru gałęzie drzew chrzęściły. I gubiły to "szkło". Zdziwiona byłam trochę, bo mżyło co prawda upierdliwie, ale mrozu nie było. Jeszcze podwórko, trawnik, droga wyglądały normalnie, czyli głównie błotniście.
Po powrocie z rehabilitacji  (która od poniedziałku zaczęłam) zastaliśmy schodki do domu pokryte warstwa lodu. Wleźliśmy ostrożnie. Sól zwykła została wysypana wcześniej, musiałam poświęcić kłodawską gruboziarnistą, by zrobić sobie na schodach ścieżkę, coby się potem z pełnymi wiadrami nie wyłożyć idąc do kóz. Trotuar wyglądał tez normalnie -czyli mokry.
A dzisiaj mamy epokę lodowcową. Podwórko, droga do głównej, trotuar, pokryte warstwa lodu. Trawa -oblodzone każde źdźbło i sterczące. Urechotałam się jak norka obserwując psy stąpające po tej zlodowaciałej trawie, jak kot po gorącej blasze. Czarna była nieszczęśliwa. Ona zimą marznie w łapki i bywa, że chodzi na trzech na zmianę.Dziś deszcz w zasadzie nie padał. Padł sobie w nocy i zrobił swoje.Było tak paskudnie, że nie miałam ochoty nosa wyściubiać i kombinowałam, że na zabiegi nie pojadę. Ale mnie wypchnęli i jazda była ciekawa, bo Dziecko wymyśliło boczną dróżkę, przez osiedle i potem z pieca na łeb. Pewnie mu brakowało adrenaliny. Na pierwszym zakręcie poszliśmy bokiem przy 20km/h, albo i mniej. Potem nas lekko zakręciło. A jak zobaczył co się dzieje z autem przy zjeździe w tej górki, to wrzasnął słowem, powszechnie uznawanym za niecenzuralne. Zjechaliśmy szczęśliwie, z nogą pulsacyjnie na hamulcu, po czym dostał opeer, że mnie straszy. No, bo ja się boję, niestety. Tylko w sytuacji się nie odzywam, żeby go nie deprymować. Wierzę, że wie co robi i sobie poradzi. Myślę, że nie darmo znosiłam te dzikie jazdy po polach maluchem, w wieku gimnazjalnym oraz kręcenie bączków traktorem.
W drodze powrotnej czwórka była OK i nawet jechał 80 (ale nie 120, jak zwykle),  a przez wieś to już była masakra. W dodatku ludziska chodzili jezdnią, bo na chodniku było lodowisko.
Zapowiedziałam moim sukom, że na trotuar dzisiaj nie pójdą, ale one odmówiły łażenia po trawie na ogródku, więc nie było innego wyjścia. Okazało się, że nawet nie było tak źle. Moje piankowe "botki" maja jakąś jakąś dziwną przyczepność do podłoża. Najbardziej obawiałam się, że nagle mi się gdzieś pojawi jakiś wolny pies i Czarna mnie zglebi, wtedy chyba trzeba by mnie zbierać łopatą z chodnika. Ale szczęście dopisywało (połowicznie, bo Księżniczce trawa jednak nie odpowiadała i nie załatwiła najważniejszej sprawy) i pokonałyśmy zwykłą trasę bez przeszkód.
Andżelina wybiera sobie na ruję najgorsza pogodę. Albo Xsawery, albo leje, albo zlodowacenie postępujące. I wobec powyższego, oraz zawartości mojego żołądka podniesionej niebezpiecznie wysoko, na myśl o odwiedzeniu jedynego w okolicy reproduktora, w tym roku koźlątek nie będzie. I nie ma problemu. I tak mleka nikt nie chce kupić, więc nie potrzebuję dużo. To co jest, nawet teraz, z powodzeniem wystarcza na moje potrzeby.
Na ulubionym kozim forum zaczęło się ostatnio marudzenie i jojczenie z tytułu obowiązku rejestracji zwierząt. Narzeka głównie jedna osoba siejąc defetyzm. Na prawdę uważam, że gdybyśmy wszyscy bardziej przestrzegali obowiązującego prawa, byłoby łatwiej. I zwalanie na rząd wszystkiego, sprawy nie załatwi. Nie mówię "tak", dla tego co się dzieje u góry, ale nie wszystko złe wokół nas jest winą rządu. Bo np. czy to wina rządu, że lekarka w prywatnym gabinecie, za moje własne pieniądze odwala chałturę i mnie zlewa?
Najbardziej odpowiada mi podpowiedź Młynarskiego:
Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce
.......................
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje,
 ....................
Żeby było na co wyjść!

No i szukajmy w tym wszystkim co nas otacza tego co jest pozytywne, co nam daje wytchnienie i dodaje optymizmu. Bardzo współczuję ludziom, którzy rozpoczynają i kończą każdy dzień narzekaniem na wszystko i wszystkich. Jak już musisz mieć ciągle "za złe", to weź, przeżywaj to wewnętrznie, a nie zwalaj swojej wiecznej frustracji na innych.
I z tym optymistycznym (?!) akcentemzabieram tyłek w troki i udaję się do roboty. Oczywiście wczoraj padłam jak kawka i nie dokończyłam, co musiałam uczynić niniejszym.

Reginko, jak Hela?

6 komentarzy:

  1. oczywiście, ze to wina rządu. Gdyby nie było kilometrowych kolejek do lekarzy ( wina rządu), to pani doktor prywatnie nie miałaby tylu pacjentów i nie obrastała by w piórka. Bo jeśli choroba doskwiera i nie ma się zdrowia na stanie w kolejkach i chore zapisy to idzie się prywatnie. Taki paniusia jest świadoma, swej pewnej sytuacji na rynku i może sobie pozwolić na olewanie pacjentów.
    U mnie jest już śnieg, niestety i walka z łopatą sie zaczęła :/

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest wina rodziców tej paniusi, że jej odpowiednio nie wychowali. Że człowiek, który przychodzi do jej gabinetu, to jest dla niej tylko kasa. Zresztą większość lekarzy idzie na medycynę wabione widokiem złotego cielca na końcu drogi przez mękę 6 lat wkuwania kosteczek na pamięć. I raczej ida ci, co maja talent do wkuwania. Ci co maja tzw. iskre bożą, wybieraja inne kierunki.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, brak wychowania, bo u nas jeszcze potrafią zwracać się do chorego bezosobowo: A jakie leki brała? a zrobiła badania?
    Warstewka śniegu wcale nie poprawiła sytuacji, ślisko jak diabli, jechałam dziś do miasta, zarzucało mi tyłkiem na drodze, trzeba wolniutko jeździć; i łapy psie czystsze, i jakoś jaśniej na świecie zrobiło się; pozdrawiam Cię serdecznie, i optymistycznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaaa, oraz: "niech siada. Niech się rozbiera" Prawie mnie to z nóg zwaliło (oraz chciałam ze śmiechu pęc, w czym mi akurat kaszel przeszkodził), jak mnie, młodą nauczycielkę, tymi słowy powitała równie młoda pani doktor w gabinecie. Niestety, kultury na studiach nie uczą, jak się z domu tego nie wyniesie, to kaplica. A ostatnio, byłam u baardzo młodego pana doktora, z tych, do których kobiety chodzą najchętniej i wyszłam z gabinetu uchachana. Na początek poczęstowała mnie śliwką nałęczowską, ale nie czułam się na siłach, więc go zachęciłam, żeby mimo wszystko sam skonsumował, dla jasności umysłu. No i dalsza rozmowa przebiegała w podobnej atmosferze. Mógłby ktoś powiedzieć, że głupka rżnął, ale moim zdaniem miał świetny sposób, na zrobienie z tej wizyty czegoś mniej stresującego. Poza tym jakąś iskrę bożą było u niego widać, oprócz talentu do wkuwania kosteczek czaszki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też uważam, że są ludzie i ludziska i szkoda, że tak rzadko stosowana jest złota zasada "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". I z żalem stwierdzam, że rację miał Marszałek, wyraziwszy się o Polakach "naród wspaniały, tylko ludzie k...wy". Ja nie Marszałek, więc słów grubszych nie używam publicznie :) Co by nam szkodziło być trochę bardziej empatycznym , mniej pryncypialnym i zawziętym ?
    Na ślizgawkę uważaj, zrób sobie może jakieś nakładki antypoślizgowe na buty do Twoich obowiązkowych spacerów ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj! mam nadzieję, że ta rehabilitacja coś Ci pomoże, ja od 30.01 zaczynam. Do powiatu muszę jeździć.
    Z Helą to jest tak, że od piątku wgapiam się w jej d...godzinami i...nic. Wciąż mi się zdaje, że ma jakieś tam objawy, ona "mówi": bądź tu i trzymaj mnie za kopytko...Jest gruba jak szafa trójka. Już mnie tak to wnerwia chwilami, że wsadziłabym łapę w to dupsko i wygarnęła co tam jest! albo ścisnęła te boki że by wyskoczyło TO! eee, żartuję :) ale fakt jest taki, że olałam szkołę przez tą torbę...i wogóle inne rzeczy też tylko półgębkiem robię, czyli po łebkach, bo wciąż gonię w te i we wte. A Melusiowe dziołszki rosną sobie, brykają i śpią...
    trzymaj się ciepło i uważaj tańcząc na lodzie, pa
    Regina

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..