niedziela, 4 maja 2014

Zimni ogrodnicy

przyszli 2 tygodnie wcześniej, jak cała wiosna tego roku. Zimno się zrobiło niemożebnie. Dziecko miastowe przyjechało na łykennd wystrojone na letniaka i wczoraj mamine szafy przeglądało, coby się docieplić na wieczorne wyjście do kolegówny.
Częstotliwość mi spadła, bo z wiosną i dłuższym dniem, dzień ten robi się stanowczo za krótki. Tyle jest rzeczy do zrobienia, a tyle nie zrobionych, a powinny. Tradycyjnie więc kończę szychtę ok 21-22. A potem mój stan psychiczno-fizyczny pozwala najwyżej na przeglądnięcie dupereli w necie, do momentu kłapnięcia podbródkiem o klatę lub rozpoczęcia spadania z krzesła.

Poświąteczny tydzień był roboczo-stresowy. Stresu dokłada Starszy pieczołowicie. Jest w tym miszczem. Rozpoczyna rankiem, wpadając do łazienki na siusianie, kończy nocą , wydając swoje okrzyki z łoża. No i brak kasy tu, tam i owam. Wszędzie brak.

Dziecko siało kukurydzę. Na tym polu odległym o 10km. Pojechało tam 2 razy, tym telep-telep traktorem. Za każdym razem była akcja ratownicza: 1 raz pękł wąż od chłodnicy. Zawieźliśmy nowy. Cały płyn chłodniczy poszedł na beton.
2 razem pojechał z agregatem. Strzeliło cięgło. Zaliczyliśmy Agromę i z cięgłem z gównolitu, za 28 zet pojechali w pole. Dzieckowym autem w polną drogę wjechać się nie da, bo bardzo obniżone. Wyjechać tam na szosę we właściwym kierunku nie można , bo podwójna ciągła. A państwo w potrzebie i patroli policyjnych jak mrówków. No i korki się robią przecudne. Trasa na Ukrainę uczęszczana coraz bardziej. W poświąteczny wtorek jechał TIR za TIRem na U blachach + dostawczaki+ wypasione osobówki. J. przepuszcza teraz cały ten ruch, bo zrobili obwodnicę. Natomiast korkuje sie P.
Z powrotem jechaliśmy w tempie 25km/h -ręczny,  25km/h -ręczny, do samego wyjazu z P. Zabytek peerelu zagrzał się tak, że potem na podwórku jeszcze długo wentylator chodził.
Dziecko wqrwione, bo wszystkie zakupy przedsiewne na ostatnią chwilę. Nie wiem jaką różnicę robiłoby władcy monet, wydanie tych pieniędzy na nasienie i nawozy w styczniu. Chyba tylko taką, że na więcej by wystarczyło, bo w styczniu nawozy tańsze, a w materiale siewnym większy wybór. Efekt taki, że pryskanie na chwasty będzie po wschodach. I jeszcze jedna jazda będzie z druga dawką nawozu, bo naraz nie starczyło. Pieprzenie nie robota, zwłaszcza,że jest tam tak daleko, w związku z czym należy ograniczyć maksymalnie ilość wizyt na tym polu.
Starszy zaczyna opowieści o tym, jak tam końmi gnój woził. Dla Dziecka, to jak "Stara Baśń". Nie widzi powodu do zaszczytów, bo w tamtych czasach wszyscy tak robili. A nabycie traktora Ursus 28 wtedy, to jak Keysa dzisiaj.

Starszy chory od świąt. Prawdopodobnie Miastowe Dziecko go wywietrzyło, otwarłszy mu okno za plecami. Kaszle przeraźliwie. Już tydzień temu wywalałam go do doktora przy okazji wyjazdu do miasta. Ale było NIE, bo nie. No i męczy się nocami. A ja, skleroza, zapomniałam o tymianku z majerankiem. Zaparzyłam dopiero przedwczoraj i widzę (słyszę), że kaszle ustały. Oczywiście będzie na cudowne tabletki najważniejszej szwagierki. Szwagierka dzwoni co chwilę z instrukcjami. Oczywiście źle się opiekuję. Bo nie słyszałam z drugiego końca chałupy, jak się drze za zamkniętymi drzwiami o herbatę. Afera była straszna, bo człowiek tam dogorywa, a ja go celowo olewam. Zamiast się drzeć, mógł zadzwonić, co ja praktykuję, przywołując Dziecię zamknięte w swojej norze. Zresztą: w tym domu jest taka dziwna cyrkulacja powietrza , tudzież dźwięków - ochoczo biegną od kuchni w stronę tych ostatnich dwóch pokoi. Stamtąd gorzej. Wszystkie kuchenne aromaty tam zasuwają, nawet wtedy, gdy w kuchni i , leżącym naprzeciwko, pokoju okna są otwarte na przeciąg.

A poza tym? Wiosna buchła majem  z wyprzedzeniem. Jabłonie już przekwitły, nie mówiąc o wiśniach i gruszach. Bez kwitnie na całego, tudzież moja obchemrana bezlitośnie wisteria.

To jest bez naczelny. U wejścia do ogrodu.

Bzowego buszu ciąg dalszy. A na pierwszym planie mój funkiowy ogródek, nieustannie tuningowany przez kury sąsiadki. Dalej, na prawo od tego kadru, jest jeszcze jedno, olbrzymie, bzowe krzaczysko. Pachnie tak, że nie wiadomo już co to. Dziecko twierdzi, że rzepaki, ja  - że bzy. Ale pewnie i to, i to.

Funkiowy ogródek z bliska. Widać tyle, co nic, bo słońce było jakieś takie dziwne. Funkie wyłażą. Jedne mniej, drugie więcej. Na środku bergenie się zebrały po kurzych pazurach, ale juz pewnie pozostałe nie zakwitną. Z tyłu tawułki. A za krzaczkiem-kulką iryski, którym mocno zaszkodziło przesadzenie i podzielenie się z sąsiadką. Nosz, psiakość, a podobno, to przesąd.

Skalniak po tuningu daje radę. Szkoda, że go tak mało, bo miałabym ochotę jeszcze na rozchodniki. Kaukaskie np.

Wisteria zaszalała w tym roku. Wbrew krakaniom, że obchemrałam i "znowu nie zakwitnie". Obchemruję co roku, bo się boję, że w końcu oberwie płytę, tę u góry, przewidzianą pod balkon, co nie zaistniał.

Mieszczuch dał się wyzyskać, jako tania siła robocza i opędzlował trawnik od strony podwórza. O dziwo, odpaliła kosiarkę, pierwszy raz ją mając w rękach, bez studiowania instrukcji.


A sobotni spacer z psami wyglądał już tak (jeżeli o strój chodzi)
To jest droga, którą pokonuję również wyprowadzając kozy na wypas. Za tym wielkim orzechem (to największe przy drodze i gołe) widać niższą jabłoń.Tam zaczyna się nasz sad, a w nim pastuch dla kóz.

Miastowe Dziecko pozuje z psami śród rzepaku, wystrojone w panterkę Brata, z braku laku.

Po drodze mijamy jeszcze takiego kasztana..

I luk na nasze bzy od strony pól wracając. Na pierwszym planie nasza ponadstuletnia lipa. A po lewej wątpliwe dekoracje sąsiadowe utworzone ze stosu dachówek i zrujnowanej studni.

A dziś zimniej jeszcze. Rankiem termometr powiedział mi "pięć". A Starszy nadaje od rana, więc kończę.



6 komentarzy:

  1. Z tym odstepowaniem komus sadzonek ,to tez myslalam ,ze przesad :( Dawno ,dawno temu na urodziny moja mala coreczka dostala sliczny bukiecik z fijolkow afrykanskich ....listki poradzono mi wsadzic do kieliszka z woda i czekac az puszcza korzonki i potem w ziemie toto wsadzic ...tak tez sie stalo i za jakis czas mialam caly parapet z doniczkami z cudnie kwitnacymi fijolkami :) Tesciowa moja poprosila o odnozke ,bo jak twierdzila skubnela sama po kryjomu ,ale jej sie nie chcialy przyjac :( no to dalam jej !i za jakis czas u niej cale parapety zastawione doniczkami z cudnie kwitnacymi kwiatkami ,a u mnie padly wszystkie !!! i wtedy moja mama powiedziala o tym przesadzie ;) Cos w tym widac jest :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! jak fajnie :) czuję się oprowadzona po Twoich włościach, podoba mi się:) Bzy przepiękne, córa wśród rzepakowych gajów super! i bardzo pomysłowe wykorzystanie bron na drabinki :)
    rena

    OdpowiedzUsuń
  3. A toto nad bronami to boczki z dziecięcego łóżeczka moich dwóch. Ale już należy pomyśleć o wymianie, bo ładnych parę lat wiszą pod tymi powojnikami i zaczynają się utylizować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chemraj tą wisterię kobieto i to w zdecydowany sposób jeśli chcesz by kwitła ' jak gupia' ;))
    Niezmiernie się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Pozdrawiam i zazdraszaczam szczerze tej mnogości kwiecia. U mnie jeszcze na wisterii badylki miast kwiatów zwisają;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha Ha, a ja corocznie dostaje op...dol od Starszego i jego szanownej siostrzyczki "że tak obcięłaś, że znowu nie zakwitnie" Bo jednego roku nie zakwitła, ale dlatego, że przyszedł mróz i pomroził kwiatowe pąki.
      I znowu HA Ha - ja usiłowałam uzyskac dostęp do wymienionych przez Ciebie jako "moje" blogów, bo miałam parę rzeczy (i mam nadal) do zmiany właściciela, a nie chciałam przez alledrogo.. Witaj! I zaglądaj (jak będzie do czego)

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..