sobota, 27 września 2014

Rano zamglony horyzont

był, ale bez tragedii. Natomiast teraz ta mgła się skropliła i spada, spada... Mokro wszędzie.. Zimno...
W domu od trzech dni grzeją kaloryfery.
A ja nic nie mogę...Najchętniej bym się, jak jeż zwinęła w kulkę, zagrzebała w stercie zeschłych liści i przeczekała do wiosny.
Jak już uda mi się wyjść na zewnątrz, to nawet jestem w stanie coś zrobić. Najgorzej zebrać się i wyjść...
Albo w ogóle nie wchodzić, jak wyjdę rano...Zwykle w listopadzie zaczynam odliczać do Wigilii... A tu już?
Ale wygląda na listopad....

Zwierząt mi przybyło... U kóz zalęgły się myszy. W słomie, którą na zimę ociepliłam drzwi przejściowe do sąsiedniego pomieszczenia. A potem ta słoma sama wyjść nie chciała. W końcu się wqrzyłam, wytaszczyłam lodówkę na środek i oparłam o Stefana, a te wiązki precz. Ostatnia miała pęknięty jeden sznurek, więc pomyślałam, że zostawię na ściółkę. Ale jak ją przesunęłam nieco, to ze środka rozpełzło się całe mysie przedszkole. O, co to to nie! Nie będą mi się tu myszy jakieś panoszyć. Te ażurowe drzwi zostały zdjęte, a otwór Dzieckiem zamurowany. Ja robiłam za "Franek podaj cegłę" , tudzież mieszałam "malto" -czyli pomocnik murarza. Pół dnia nam zajęło. Potem jeszcze pozalepiałam zaprawą dziury, które wyżarły w betonowej posadzce. Klementyna dostałą misję specjalną i poszła na noc się wykazać.
Wykazała się słabo, bo żadne mysie padło rano nie leżało nigdzie.
Dzisiaj się wzięłam zawzięłam i uprzatnęłam u kóz do ostatniej słomki. Żadna mysz mi spod wideł nie uciekała... potem jeszcze pozalepiałam, co się pokazało... I byłam strasznie z siebie dumna..
Do wieczora. Wieczorem podniosłam koszyk z podusią, który tam wstawiłam dla Klemci. A z koszyczka wyskoczył mi jeden mały futrzak i popędził do Stefana. I masz! Ale wieczorem tez wyskoczył  z obórki kot sąsiadów. Nie bardzo jestem zadowolona z jego obecności w obórce, bo kot u sąsiadów jest bo jest, a opieka nad nim polega na tym, że ich córka ustawicznie wynosi go w pola, żeby się nauczył w polach polować (Szczyt idiotyzmu!) Na wszelki wypadek polałam kozy Deltiksem, żeby im prezentu nie zostawił. I tak nie mam możliwości zabronić mu wchodzić (tabliczka "Obcym wstęp wzbroniony" na drzwiach wisi, ale on nie czytaty chyba), więc niech tam - może coś upoluje...

Księżniczka wczoraj zaczęła wykazywać dolegliwości żołądkowe. Rano było normalnie, zjadła śniadanko ochoczo, a koło południa wyprowadziła mnie na soczysta trawkę i pasła się jak czarna koza -całym pysiem. Przewidywałam złe, bo Księżniczka w życiu trawki nie skubnęła. No i był pawik. Myślałam, że będzie na tyle, bo kolację zjadła ochoczo. Ale niestety, kolacja też się nie utrzymała. Oprócz tego okropnie się drapała i piszczała. Drapała się wszędzie, nawet uszy. Trochę jej z tymi uszami ulżyłam płynem do uszu i azulanem -obawiałam się, że będę musiała założyć kołnierz, żeby sobie krzywdy nie zrobiła - bo w uszach nic nie było, oprócz tego, że były czerwone jak piwonia od tego drapania. Rano też był pawik na dzień dobry, więc Dziecko zostało zdarte bladym świtem o 9-tej i pojechalismy do naszych ulubionych wetów.
W soboty tam jest zawsze tłum, jak w biedronce, bo działa szefostwo, więc wszystkie poważniejsze sprawy załatwiają oraz ludziska w wolnym dniu załatwiają szczepienia, kontrole itp.W poczekalni spędziliśmy ok. godziny, zawierając znajomości z właścicielami innych piesów ( dominowały labradory), Księżniczka nawet nie była zainteresowana zawieraniem znajomości - byczyła się u mnie na rękach i miała jak zwykle, na wszystko prawie.W końcu ja pan wet pooglądał, wydaje mi się, że dość pobieżnie, spytał o odrobaczanie i odpchlanie, zmierzył temp, pozaglądał do uszu, zaaplikował 4 zastrzyki, z których ostatni nie do końca się udał a Niunia uwiesiła się na mnie, szukając ratunku. Dostałyśmy wskazówki, elektrolity na wsjakij pratiwopażarnyj, gdyby jeść nie chciała i zgłosić się w poniedziałek jakby co.
Ten ostatni zastrzyk, to były witaminy i pachniemy Be obydwie, bo się część rozlało, jak się szarpnęła.
No i na razie nastąpił spokój z drapaniem przynajmniej. Kolacja została zjedzona, ale nie dałam karmy, tylko ugotowałam płatki z siemieniem i mięskiem.  Bo panu wetu wyglądało na uczuleniowe to drapanie po całości, a ponoć karma stale zażywana, może swoje złe oblicze pokazać nawet po roku dopiero. Było 3 miesiące chyba i zostały ostanie garstki.
Oprócz tego odbyła się sesja zdjęciowa w zoo.
Proszę bardzo:
Andzia,  w nowych barwach - z przodu czerwono, z tyłu zielono, pośrodku - jak zwykle.
Nie, nie zeżarła żadnego kota, ani nic takiego żywego. Wywalona z boksu dla posprzatania, dorwałą się do buraczków. A zielone zostało jeszcze po psikaniu na psie zęby.

Wanda - podgląd dołem. A ja się zastanawiam, skąd ona ma te "odklęczane" kolanka. Wandzia ostatnio robi nowe porządki w swoim boksie - ściółkę odsuwa sobie do tyłu i tu z przodu ma pusta i sucha posadzkę.

A teraz podgląd górą...

Znajdź 5 różnic. To jest Stefan. Nie wszystko czarne daje mleko....

Królowa matka też zajęła pozycję na punkcie obserwacyjnym..

Klementynie taborecik się spodobał bardzo. I tak sobie siedzą we dwie Klema i Klemy cień.

A jak jej się znudziło na stołeczku, to sobie zdjęła z krzesła pani kamizelkę i plażuje się.

Tosiunia ma punkt obserwacyjny (pająki, ćmy i inne takie) na stole..


A Kot Arkadiusz z okna patroluje okolicę.


A psy tropią - Księżniczka dolnym wiatrem (zawsze dolnym)

A Czarna zawsze górnym..

Już po wizycie u panów dr. Księżniczka miała ochotę wyjść, ale się wyraźnie rozmyśliła..

(Ponieważ kawa się już zrobiła, a nawet trochę zdążyło się wychlapać na kuchenkę - więc pora na śniadanie. I tu nastąpi małe oszustwo -kończę ten wpis niedzielnym rankiem. W sobotę zrobiłam porządki dogłębne nie tylko u panien czworonożnych. Wylazło potem słońce i pokazało mi te wszystkie kurze na salonach. Ponieważ w piątek Dziecko samo(!) sobie przebrało pościel (bo mu Księżniczka usiadła), więc musiałam Starszemu też, żeby się pokrzywdzony i zaniedbany nie poczuł. Jeszcze kilka prań, przy czym jedno nastawiło Dziecko. I tu ciekawostka - facetowi, który potrafi sam wymienić silnik w aucie, naprawić skrzynię biegów w traktorze i takie tam różne inne, trzeba pokazać (2 razy powtarzając) jak włączyć pralkę. No, dobrze zresztą, ja nie potrafię naprawić skrzynie biegów...Oraz odkurzacz, ściereczki i mop. Po czym padłam... . Więc maleńkie oszustwo będzie polegało na tym, że umieszczę to z wczorajszą datą)

Aha, wyjazd remontowy do KRK się nie odbył. Dziecko miało jechać samo i wspólnie z Siostrą ułożyć jej panele w pokoju. Wczoraj zapytało, czy ja nie myślę, że udałoby się zorganizować tak, że byśmy te panele ułożyli we dwoje między jednym a drugim dojeniem. No nie myślę.. Do KRK jest 200km. Ułożyć to może byśmy zdążyli, ale dojechać i wrócić to już raczej nie, nawet mimo autostrady (niepłatnej zresztą póki co) Podejrzewam, że Dziecko bez rozpaczy zrezygnuje z układania tych paneli, po tym jak słyszłam, że sugeruje Siostrze pewna firmę, która "ma dobre ceny, dowozi za 4 dychy i chyba montuje w cenie paneli" Ha, ha!
Ale wyjazd i tak konieczny, bo meble leżą w paczkach..

1 komentarz:

  1. A ndzia wygląda szałowo :) , a na futrzaki w stodole też muszę sama polować, bo koty się wypięły. Założyłam łapkę i złapała się myszka.
    Mam nadzieję, że Księżniczce nic nie będzie gorszego. Niestety nie mogę pisać, bo kot leży mi na klawiaturze i wszystko muszę poprawiać dwa razy.
    pozdro, rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..