czwartek, 19 listopada 2015

Fiku-miku

Rannym rankiem, o dziwnie niespodziewanej godzinie (choć w zasadzie byłam "na nogach" już od godzin czterech - kabarety spać nie dają) zadzwonił Braciszek. Za moim ostatnim pobytem w S. zwierzył się, że miałby ochotę rzucić faje, bo przy jego odziedziczonej rodzinnie przypadłości, palenie trochę komfort życia zmniejsza. Ponieważ sama, przed laty, wypróbowałam działanie fiku-miku-czary-mary, to znalazłam mu parę takich gabinetów w Rz. (bo bliżej nie było) i dałam mejlem namiary.  Braciszek właśnie się wybrał, dokładnego adresu zapomniał, a telefon w gabinecie owym nie odpowiadał. Aleśmy go w końcu, wspólnymi siłami znaleźli i po jakiejś godzinie Braciszek zadzwonił ponownie. Okazało się, że zastosowali mu nie biorezonans, a akupunkturę. Przy czym, w trakcie wbijania tych igieł magik zapytał go, jak się zachowuje jego lewa noga. Bracisko miało lekki opad szczęki, bo ze stanu swoich odnóży facetowi się nie zwierzał. W każdym razie magik zaproponował, że jakby miał ochotę, to tymi igłami idzie tę nogę naprawić oraz dolegliwości astmatyczne zniwelować także. Brat jest skłonny rozważyć na tak.
Prawdę mówiąc, bardziej jestem skłonna "uwierzyć" w lecznicze działanie tych metod niż w te wody z różnych źródełek, sprzedawane (!) w butelce o kształcie M.B.(!).
Dokładnie - to ja mam to sprawdzone realnie.
Swego czasu Bratu pomógł "ręcami" pewnien gajowy. W ten sposób, że mu rękę położył na pieruńsko bolącym barku i boleć przestało skutecznie i na długo.
Dziecię me własne (które nie wiem, jakim cudem tak pięknie mi wyrosło, zważywszy na rozliczne dolegliwości wieku dziecięcego)miało problem z migdałami. Na dość mądrego doktóra trafiliśmy, który leczył te migdałki konwencjonalnie i półkonwencjonalnie, po czym uznał się za pokonanego i zaczął Dziecię przygotowywać do operacji usunięcia. Wówczas dała znać o sobie moja ośla natura, czyli zaparłam się kopytami i wrzasłam w duchu - Nie! (Bo jak Boziu człeka z tymi migdałkami stworzył, to znaczy, że one są na cóś potrzebne. Co w dodatku potwierdzały perypetie rodziców dzieciaków pozbawionych tychże) I znalazłam w Rz. centrum medycyny naturalnej. Zawleczone tam Dziecię leczone było homeopatycznie i migdałki ma do dzisiaj!
Ostatnio, przymuszona koniecznością bycia na bieżąco z informacją, po paryskich wydarzeniach - słucham trójki. A tam się burza rozpętała, gdy podano informację, iż rząd GB nosi się z zamiarem zakazu stosowania leków homeo. Ziółek już zdaje się tu i ówdzie zakazali. U nas też z tymi ziółkami jakaś jazda jest. I o co chodzi? Wodę z mózgu się nam robi, że niewystandaryzowane ilości substancji w tych ziółkach i temu podobne pierdoły. A jak nie do końca wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Oczywiście nie o nasze pieniądze, tylko pieniądze wielkich firm farmaceutycznych. Wystarczy przez parę dni posłuchać radia. Czego najwięcej jest w reklamach? Środków na sraczkę, na zgagę, na suchość w pochwie, na nietrzymanie moczu, na wzdęcia itp paskudne objawy życiowe. Środki te lekami nie są, bo leków reklamować nie wolno. Każdy je nabyć może dowolnie w każdej aptece. I powstaje we łbie pytanie - jak wielka kasa za tym idzie, skoro stać ich na taką reklamę?
Homeopatyczne granulki na pewno placebo nie są, bo żeby działało placebo potrzebna jest świadomość, której małe dziecko nie ma. Niestandaryzowane związki w liściach aloesu leczą cudownie rany, a te zawarte w nagietkach, które mi na grządce wyrosły - różne skórne przypadłości.I w mojej prywatnej maści nagietkowej te lecznicze substancje są całkowicie niewystandaryzowane - jeden pieron wie czego tam jest i ile. A skuteczność potwierdzona doświadczalnie!
Dziwi mnie  także kościołowa krucjata przeciwko homeopatii. Własnym uchem słyszałam jak ksiądz stwierdził, że jej stosowanie to grzech. Nie wyjaśnił, niestety, przeciwko któremu przykazaniu.(Pewna kościółkowa idiotka, za namowa drugiej, jeszcze bardziej kościółkowej kretynki leczyły dziecko w początkowej fazie SM tylko granulkami. Gdzie lekarze zalecali mocne bęc z interferonu. I trza było, a granulki swoja ścieżką oprócz tego. Dziś dziecko umiera powoli w hospicjum. I w dodatku obie nagrzeszyły strasznie.) Bo jakby tak przeciwko "Nie zabijaj", pod które się podciąga wszelkie szkodzenie własnemu zdrowiu, to stosowanie leków konwencjonalnych też powinno być grzechem, bowiem bardziej są w stanie zaszkodzić, niż te szamańskie leki i metody. (Vide mój Starszy, który żarł leki przeciwbólowe i zanim doszedł do końca pierwszej fiolki, wylądował na chirurgi z pękniętym wrzodem żołądka)
Wobec czego ja pozostajęę przy swoim: oprócz nauki, szkiełka i oka, jest jeszcze wiedza i doświadczenie pokoleń. Wielki żółty naród zbrzydza nas ostatnimi czasy zalewem sztucznego chłamu na rynku. I zapominamy im ich osiągnięcia w kwestii rozwoju cywilizacji, w tym także naturalnej medycyny. O których oni sami pewnie częściowo zapomnieli.
Niekoniecznie trzeba zostawać od razu radykałem. Ale warto spróbować choć raz przyrządzić zupę mocy zamiast zwykłego rosołu. N.P.

Wywlekłam ze spiżarki "cudowny" eliksir sporządzony na occie jabłkowym, o którym oczywiście zapomniałam i przypomniał mi dopiero Brat. I zaczęłam dziś kurację eliksirową. Ponieważ kiepska jestem bardzo, więc biorę tego eliksiru więcej. Za parę dni Wam powiem jak działa, bo oprócz eliksiru nie biorę niczego innego.
Oraz rozważam, czy te szpile nie pomogłyby na moje problemy z rusztowaniem. Wiem, że na pewno pomogłoby yumeiho, ale ani moja kieszeń, ani zdrowie(trzeba dojechać komunikacją publiczną do Rz., a potem jeszcze miejską spory kawał, po czym wrócić) by tego nie zdzierżyły.

No, to PA! Ugotujcie sobie zupę mocy na tę parszywą pogodę..

15 komentarzy:

  1. A co to za eliksir ? Octu jabłkowego znów wyprodukowałam sporo, a używam rzadko, więc chętnie znajdę dla niego inne zastosowanie.
    Zioła również stosuję i widzę ich pozytywne działanie , ale z homeopatią mi jakoś nie po drodze. No i biorezonans też nie pomógł mi rzucić palenia, psiakość. Ciekawa jestem, jakie będą efekty akupunktury- chętnie skorzystałabym z takich zabiegów, ale w mojej okolicy nie ma takiej możliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis na eliksir dostałam na papierku od brata. Ale on funkcjonuje w sieci w różnych wersjach. Moja była taka:
      0,7 l octu jabłkowego
      po 1/4 szklanki posiekanych: chrzanu, czosnku, cebuli, korzenia imbiru
      papryczka chili posiekana
      2 łyżki kurkumy
      Wrzucić do słoja, zalać octem, zakręcić szczelnie, potrząsnąć.
      Trzymać dwa tygodnie w ciemnościach potrząsając od czasu do czasu.
      Potem przefiltrować przez gazę/płótno, resztkę na płótnie wycisnąć.
      Zlać do zamykanych szczelnie butelek.
      Raczyć się 1 raz dziennie po łyżeczce po jedzeniu.

      Teraz, jak się zasmarkałam brałam 4 razy dziennie po łyżce + RutimaxCe 2x2 i w zasadzie jestem naprawiona po dwóch dniach stosowania. Więc polecam. W spożyciu nie jest to taki straszny zajzajer, jak możnaby oczekiwać. Na dnie tworzy się osad i trzeba bełtnąć każdorazowo, żeby spożyć wraz z tym osadem.

      Usuń
  2. Ja już mój ocet jabłkowy kończę :) Muszę następny nastawić.... A palenie rzucilismy z dnia na dzień a paliłam ja półtorej paczki dziennie i mój Duży drugie półtorej - więc budżet domowy odetchnął tak jak i my - czystymi płucami

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja zupa mocy na dzisiaj nazywa się grochówa...to nie wiem czy dobrze ;) ? w każdem razie..eee, najwyżej to będziemy fruwać pod sufitem ;)
    pozdro, rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komu dobrze, temu dobrze. Grochówa nie jest zła (chodzi o tę z żółtego groszku, czy z jaśka?U mnie na wsi mówią "groch jasiek"), gotuję ze 2 razy w roku, bo niektórzy lubią, ale nikomu nie służy. A jak już to sypię cząber i majeranek. Zmniejsza siłę odrzutu. Ale cząber, nie czubricę

      Usuń
  4. Grochówka z groszku tzw omielanego to była. Inna to jest fasolowa u nas w domu, bo tu gdzie mieszkam to na fasolę mówią groch. Także ziół dodaję i gałązkę rozmarynu. Była (bo się zbyła) super syta i rozgrzewająca :) sensacji nie było :)
    rena

    OdpowiedzUsuń
  5. Zupa grochowa z torebki jest bardzo smaczna. Tyle wiem na ten temat. Ciekawi mnie natomiast, na co jest ten eleksir????!!!! I do czego służy? Znaczy: domyślam się, że do zażywania, ale cel mi umknął, a to bym chciała wiedzieć.
    Nie umiem zgadnąć, niestety....
    A co do biorezonansu: poszłam nań, ponieważ BARDZO chciałam przestać

    OdpowiedzUsuń
  6. palić, a żadne metody nie pomagały. Paliłam 4 (cztery ) paczki na dobę, zaczynając już nawet wstawać w nocy na papieroska. Nawet kilkakrotnie. Paliłam przez 32 lata, wokalistką zresztą będąc. Różne papierosy przyszło mi wypalać, w młodości nawet extra mocne, ale przeważnie klubowe, bo najtańsze z mocnych były. Zaznaczam, że jestem z rakowej rodziny.
    Po 30 minutach "biorenesansu" wyszłam i odruchowo chciałam
    zapalić, no - ale mi się nie chciało. I nie chce mi się do tej pory, a minęło kilkanaście lat... Jedynym problemem, urastającym wówczas do olbrzymich rozmiarów było: co zrobić z rękami. człowiek dopiero wtedy zdał sobie sprawę, ileż to rytuałów sobie wypracował do tego palenia... A to po jedzonku usiąść w fotelu z nogą na nogę i zapalić...A to przy kawce... a to przy gościach... a kupkę zrobić bez papieroska????! Toż to było niewykonalne! Ale zapewniam Was, że przeszło po dwóch tygodniach. I nie pchac się do lodówki!!!! Za to można napisac sobie książkę. niekoniecznie kucharską, bo człowiek głodny, ale opisującą stany "po". Później oczywiście można ją zniszczyć, bo co to kogo obcego może obchodzić...;)
    Moje dzieci (syn, synowa) też musiały rzucić, bo założyły się ze mną, że nie dam rady. A kiedy dałam radę to poszły, przestały palić, natomiast zasłaniały się wymówką, że to tylko dlatego, iż muszą odrobić kasę na czary wydaną - mniej więcej po kartonie papierosów na głowę. A kiedy już odrobiły te kartony, nie palą,
    bo się zdążyły odzwyczaić. Cóż - każda wymówka jest dobra, byle tylko matka nie miała racji...
    Na pewno w tej metodzie jest dużo działania na psyche (trzeba bardzo chcieć), ale
    skoro pomaga nawet takim zatwardziałym palaczom, jak ja???? Na wyjazdach zagranicznych z konieczności musiałam palić najtaNsze miejscowe świństwa - częstokroć nawst bez filtra, boć przecież na zarobek tam jeździłam,nie na wydawanie. Była to konieczność, ponieważ: po pierwsze - zapasu klubowych na pół roku nie dałoby się przemycić, a po drugie: klubowe pachniały tym zagranicznym jak hasz, więc od razu bywałam podejrzana....
    Teraz powiem coś na temat ziołolecznictwa. Otóż moja Mamusia studiowała medycynę w latach 1948-1653, bo mnie urodziła na czwartym roku. I uczono ich wtedy, tych studentów, że wszelkie metody sprzed czasów, które słusznie im
    nastały, są be, niesocjalistyczne, niemodne i przede wszystkim guślarsko-staroczesne, nie działają, a jeszcze wstyd przynoszą. Że o szkodach na ciele i umyśle nie wspomnę.
    "Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie (i metody) sięgać nowe..."
    Ciekawe, czy akurat to miał na myśli wieszcz Adaś, pisząc "Odę..."????!!!! ;) Akurat o to nas w szkole nie pytano, raczej wałkowano temat Telimeny i Pana Tadeusza (z innej oczywiście bajki), co też tam było z tymi mrówkami. Oblazły ją i tyle, każdy porządny człowiek pomógłby babie się otrzepać - takie było nasze, logiczne zresztą, czternastolatkowe rozumowanie.Siódmoklasiści patrzyli baranim wzrokiem na rumieniącą się Panią od polskiego, nie rozumiejąc niuansu...
    Wszystkie babki wiejskie (zielarki i położne - czyli akuszerki) były wyłapywane i karane. W ten to sposób przepadło na zawsze wiele pradawnych, skutecznych metod leczenia. Za to powstały izby porodowe, żeby rodzić w warunkach. Tylko nie zawsze, szczególnie zimą, biedna rodząca (właściwie jeszcze ciężarna) mogła do takiej izby dotrzeć. Wszak taksówek po wsiach raczej zbyt dużo nie było ... chyba że się mylę????!!!! Koniki także były źle widziane, bowiem społdzielnie należało zakładać i się mechanizować... Właśnie widzę kobietę pędzącą traktorem przez zaspy i bezdroża z podskakującym brzuchem, w celu urodzenia potomka w izbie porodowej...
    No i felieton mi wyszedł - zamiast ciągnąć swój nieciekawy blog, wpieprzyłam się na Twój... wybaczysz????!!!! Goga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!!! Musiałam pociąc mój tekst, bo nie chciało mi go opublikować, jako za długi... Dobrze, że musiałam ciąc po jednym zdaniu... :) A, najwyżej nie czytajcie... miłego! Goga z Brzozowa

    OdpowiedzUsuń
  8. po tym jednym pociętym zdaniu reszta weszła - to miałam na myśli... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, więc nie wiem, czemu Ty, do piernika, tego swojego bloga nie piszesz. Kiedy Ty tak świetnie piszesz. Poza tym, ja czekałam jednak na tę "Mafię sycylijską", a ona pewnie gdzieś w czeluściach pamięci kompa się poniewiera.
      A tak w ogóle, ludziska, poczytajcie sobie książki tej Gogolewskiej-Domagały. Ona naprawdę fajnie je napisała. Można się trochę pośmiać, trochę posmarkać. I wcale takie drogie w księgarniach nie były (nie wiem, czy jeszcze są?)

      Usuń
  9. W całym internecie wołają: kup mnie! A nikt nie słucha.
    Natomiast Brzozów przyjął mnie mocno życzliwie i księgarnia wzięła na sprzedaż oraz bardzo się ucieszyła, że dostała reklamowe zakładki i plakaty. Biblioteka również.
    Ale jeszcze się nie cieszę, pocieszę się, jeżeli coś ruszy w tym temacie...
    Mafia sycylijska (nie, chrzanowska przecież!!!!) rozpierzchła się po świecie i już jej nie będzie.
    A bloga nie piszę, bo pijarka mnie rzuciła. Bez słowa, z dnia na dzień. To co będę
    tam tworzyć???? I po co? Bez komentarzy to człowiekowi głupio; ma wrażenie, że nikogo jego pisanina nie obchodzi...
    A poza tym to ja już nie jestem pisarką - tylko ziemianką, ponieważ od jutra Pan
    będzie równał mi teren na działce. Co ma mi się marnować 10a na pochyłości, jak mogę jeszcze kilka metrów z tego urwać i podnieść ogród, choćby ten za domem. Bo wzdłuż domu z góry do przyziemia jest zjeżdżalnia, niedostępna dla mojego Bratka, Gutka Trzyłapka i mnie. A Sabinka samotnie nie chce zjeżdżać... Ślizgam się na trawie tak pięknie położonej z rolki - i doopa. A Bratek jeszcze nigdy z tyłu domu nie był. Niedługo będzie, bowiem dostanie schody wewnętrzne wraz z krzesełkiem windowym. I może się jakoś wtedy uspokoję, bo miałam mieć dom z ogrodem, a nie luksusy mieszkaniowe z widokiem na dwie skocznie. No.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wielkie gratulacje dla brata Jacka!!!!! Ukłony do ziemi!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. I jeszcze jedno. Pewnie wszystkie czytałyście chociaż jedną książkę Moniki Szwai. więc Wam donoszę, że wczoraj podano na pasku, iż zmarła. Na FB napisałam, jedna osoba zareagowała. Przykre, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie zareagowałam, chociaz czytałam. Dla mnie Fb to jest takie ble-ble. Co z tego, że 100 czy 1000 osób napisze tam "przykro" albo "szkoda"? Napiszą, bo wypada, bo inni napisali. A może ani jednej książki Szwaji nie czytali. Ja czytałam wszystkie, które udało mis się dorwać. I jak napiszę "szkoda", to szkoda, że co? Że już żadnej nowej nie przeczytam? A to był człowiek. Ale o tym człowieku nie wiedziałam i nie wiem nic. I szkoda, jak każdego życia, bo życie nie musi się kończyć w wieku 66 lat... Więc nie to jest przykre, że nikt nie zareagował. Przykre, że odeszła...

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..