niedziela, 14 sierpnia 2016

Po co mi te kozy

Pyta sąsiad Bujalski, niewierzący.Bo to tyle "zachamętu", mówi, jak widzi mnie latającą z taczkami po zielonkę do sadu. Dziwi się, jak słyszy, że cukinie zjadają kozy, że dynie zjedzą kozy, że te piękne (w/g mnie) liściowe buraki - zjedzą kozy. No i jeszcze wydoić,uprzątnąć, posłać, napoić, siano skosić i zebrać i zwieźć,  słomę zabezpieczyć i owiesek. Po co? Przecież można mleko w biedrze kupić, tanie nawet jest.
No, można -  mówię - ale ta biała ciecz, z mlekiem ma wspólny tylko kolor i nazwę.
A ja mam pyszne, zdrowe, prawdziwe mleczko.
A ja mam piękne, zdrowe, "prawie bio", jarzyny...
Ale czy to przed wszystkim uchroni? - mówi pan Bujalski - przecież tego świństwa wszędzie wokół tyle jest. Ono w tych naszych warzywach też jest.
Ano, jest. Ale na pewno w mniejszym stopniu niż w tych, które jeszcze dodatkowo chemiczne papu i chemiczną ochronę dostają.
........
Z zasady nie kupuję ogórków, nie kupuje kapusty i kalafiorów, chociaż lubię te ostatnie. Mieszkam na wsi, więc widzę jak wyglądają uprawy "na sprzedaj". Swego czasu pani Zosia miała nieopodal naszych ha kapustę - biało było pod główkami cały czas. Z drugiej strony Walduś ma rabarbar. Najpierw na wiosnę poszła tam woda gnojowa spod świnek. Potem chodził i sypał czymś z wiaderka. Potem był jakiś oprysk. Po pierwszym zbiorze znów latał z wiaderkiem. Łodygi miał grube prawie jak moja ręka w nadgarstku. A te moje, z sadzonek, co od niego dostałam - zaledwie nieco grubsze od palca.
Malinowy Król ma maliny eko. Bierze ciężkie dopłaty do ekologii. Ale malin nikt ze wsi u niego nie kupuje na przetwory, bo "wiedzą sąsiedzi...". Musiał biedak wszystkie w skupie sprzedać.
Ostatnio dałam się Starszemu namówić na kupienie mąki od "swojego" - ma piekarnię, ma młyn, ziarko chłopskie, nie "obszarnicze". Ale guzik prawda. Mąkę trzeba kupować od dużego producenta mąki. Duże zbożowe   zakłady przetwórcze badają ziarno nie tylko na zawartość białka, glutenu, wyrównanie, opadanie (cokolwiek to znaczy), ale najistotniejsze - porażenie grzybem. Co ma wielkie znaczenie, ze względu na silnie rakotwórcze działanie mykotoksyn, będących niejako produktami "przemiany materii" grzybów.
Tak, że tak -  chlebek już a priori w większości jest cacy. Nawet gdyby nie zawierał dodatkowo tego wszystkiego świństwa, które w niego pchają. Bo do zrobienia chleba powinny wystarczyć tylko mąka, woda, sól, drożdże/zakwas.
Dziwi mnie i wqrza jak producenci cudownie psują swoje produkty. I zastanawia - po co?
Po co mleko w proszku i guma guar w chrzanie? Czy one są tańsze niż sam chrzan? Kupowałam chrzan do buraczków do słoika. Niestety, poloneza czas zakończyć - ma za długą listę wynalazków. (Najkrótszą miał chrzan z @Krakusa@, chociaż ilość chrzanu w chrzanie o 2% mniejszą.) Do następnych buraczków w słoiki chyba pójdę se ukopać. Sąsiadka opowiada, że zamrożony się trze bardzo łatwo i nie zabija trącego.
Po co syrop @monsanto@ w koncentracie buraczkowym? Do niedawna go nie było i koncentrat istniał i się sprzedawał. Ostatnio jedynie koncentrat z @Rolnika@ jest bez @monsanto@.
Syrop @monsanto@ jest w tej chwili we wszystkich prawie sokach w kartonach (sporadycznie kupuję), we wszystkich prawie dżemach. (Ciekawa sprawa z dżemami, bo są zrobione głównie z wody. Jeżeli na etykiecie woda jest wymieniana na pierwszym miejscu, tzn,że jest jej w dżemie najwięcej ze wszystkich składników.Owoce występują jakoś na trzecim miejscu, potem już tylko pektyna, ew. jeszcze guma guar.) Trafienie dżemu który ma na etykiecie tylko owoce, cukier i pektynę oraz tych owoców jest ponad 100 gram na 100 gram dżemu, graniczy z cudem. No i cena jest taka, że ten dżem jako delikates biega.
Ogólnie dżemów nie kupuję, bo produkuję osobiście. Ale tak mi wyszło, że nic z czarnej porzeczki nie miałam, a potrzebowałam do kumberlanda. No to się oczytałam etykietek!
W tym roku zrobiłam truskawkowy, wiśniowy, z czarnej porzeczki i śliwkowy oraz malinowy przecierek. Truskawki w większości własne, część kupiłam, na szczęście mniejszą, bo te "kupne" wyglądały przepięknie, ale ani smaku ani zapachu nie miały - takie "papierowe"truskawki. Czarną porzeczkę kupiłam na targu w Jarosławiu, a maliny u Maciusia (który złotem nie brzęczy, więc nawozów pod maliny nie sypie).
No to tak, że tak...
Na podsumowanie takie cuś:
Zrobiłam Starszemu gołąbki. Starszy uwielbia, jak gołąbki pływają w sosie pomidorowym. Sos pomidorowy zrobiłam dodając do "wypiekania" gołąbków przetarte pomidory i śmietanę. Ale Starszy stwierdził, że sosu mało. Więc dorobiłam dodając  śmietany i pomidory z puszki, bo nie miałam koncentratu. Dziś po kościółku Starszy wstąpił do wieśmarkietu i nabył koncentrat i "śmietanę". (Lodówka zawierała w sobie 3 nienaruszone małe pojemniczki ze śmietaną z @Trzebowniska@, jeden duży naruszony i jeden, zabrany z ciotki lodówki, który jeszcze nie eksplodował, choć skończył mu się tydzień temu dwumiesięczny okres przydatności /@piątnica@ podaje datę produkcji/ ). Koncentrat był w porządku. Ale ta śmietana!

Stoi to w śmietanach. Przyznam, że sama, dopiero po drugim przyjrzeniu się wieczku załapałam, że to nie jest "śmietana gospodyni".

Skład jest świetny. Nawet barwnik jakiś tam się znalazł. Właściwie pretensji zero, bo napisali, że MIX to jest. Ale po co się trudzić w stworzeniu takiego miksa. Czy w Warlubiu brakuje mleka (bo ogólnie, to nadprodukcja chyba jest).? Czy łatwiej wyprodukować taki syfek niż zwykłą śmietanę? 

No i na wieczku dumne logo z napisem "Tradycja z Warlubia".( Co daje przyczynek do zastanowienia się nad znaczeniem pojęcia "tradycja" ). Ciekawe, jak stara jest w Warlubiu tradycja tworzenia syfów spożywczych?

Zrobienie zakupów spożywczych zajmuje mi coraz więcej czasu. Po przygodzie z polonezem, czytam etykiety także tych znanych i często kupowanych produktów. Ponieważ producenci wciąż udoskonalają swoje wyroby.

Fanatyczkom zdrowego odżywiania nie jestem (bo każdy! fanatyzm to ZUO! - jakieś klapki na oczy zakłada i budzi agresję w fanatyku oraz przeciw fanatykowi)
Kużden ma swojom osobistom szajbę. Może nawet więcej niż jednom.
Jedna z moich polega na tym, że sobie po cichutku protestuję przeciwko @monsanto@ nie kupując niczego co ma z nim coś wspólnego. Więc wykluczone wszystko z cudownym syropkiem, czekolada @Nestle@, wszytko z @Winiar@, odkąd zmieniły właściciela, wspaniała karma dla zwierząt Royal i marketowe odpowiedniki psie i kocie i tepe. No i te wszystkie wynalazkowe produkty - bo nie lubię, jak mnie ktoś robi w bambuko, za moje własne pieniądze.
Czego i Wam życzę (tzn: nie dać się robić w bambuko)

PS. A po co mi te kozy? No, bo to tak fajnie posłuchać, jak im się da jeść: jest ciiiisza, w której słychać tylko chrumkanie jarzynek, albo szamszam szamanie owieska. No i fajnie popatrzeć, jak szajbnięta Wandzia robi fikołki i zwroty w locie.
Dodam, że sąsiad Bujalski nie rozumie także, co to znaczy, że "jak się wzięło zwierzę, to ma się wobec niego obowiązek". No bo, jaki obowiązek można mieć wobec psa? To tak, w kontekście tego, że ostatnimi dniami Księżniczkę trzeba było przynosić ze spaceru. I Bujalski stwierdził "co za poświęcenie", na co usłyszał - "to nie poświęcenie, to obowiązek."


17 komentarzy:

  1. Pozdrawiam,u mnie podobnie większość owoców i warzyw mam z własnej uprawy, owoce właściwie wszystkie które można uprawiać w naszych warunkach klimatycznych, warzyw uprawiam mniej z dwóch powodów nie mam siły do ich uprawy i piwnicy do przechowywania na zimę , ale uprawiam tyle,że do jesieni mam swoje, mam sąsiada który też nie uznaje zbyt dużego nawożenia
    chemicznego i u niego robię zaopatrzenie na zimę .Oczywiście robię normalnie zakupy w sklepie wszystkich innych produktów
    i zdarza się że wracam tylko z częścią produktów, bo zapomnę okularów a bez tego nie przeczytam etykiety, przy wyprawie do
    sklepu - okulary na miejscu pierwszym.Fanatyczką nie jestem ale lubię wiedzieć co jem,nawet nie ze względu na szkodliwość
    bo tego nie jesteśmy w stanie uniknąć ale dla lepszego samopoczucia,że mamy wybór.Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie unikniemy całkowicie, ale możemy znacznie ograniczyć. Np. kupując jak najmniej przetworzonego.
      z owocami zaczyna się u mnie robić krucho. Część drzew wypadła ze starości, a nowe zjadły sarny (sad nie jest ogrodzony, ale drzewka były indywidualnie osiatkowane. Zeżarły już latem, choć miały tyle różności w polach)Starą plantację malin zlikwidowałam w ub.roku. Kupiłam 50 sadzonek, z czego przyjęły się trzy. Czarne porzeczki tez się zestarzały i wycięłam. W tym roku posadziłam 5 krzaków z własnych sadzonek. Pieczołowicie przesadzana jeżyna bezkolcowa odmawia współpracy. Zostawię więc tę, co wyrosła sama w środku krzaka czerwonej porzeczki, a porzeczka pójdzie pod sekator. Nowe truskawki będą sadzone wiosną z sadzonek frigo. Teraz nie miał mi kto przygotować roli pod truskawki. Niestety.

      Usuń
  2. Hmmm.Czyta się z uśmiechem taki tekst napisany przez osobę której wypowiedzi na temat chemii w rolnictwie kiedyś tam znaleźliśmy na jednym z forów gdzie ,,autorka'' uchodzi za ,,wyrocznię'' Ciekawe czy powyższy tekst jest dowodem nabycia wiedzy w tej materii, czy raczej fałszem podszytym myślą że warto w tych czasach być (przynajmniej na niby) PRO-EKO :) Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów się czepiasz i odnosisz do czegoś, co większości czytelników tego bloga nie jest znane. Nie jest mi wiadome, bym na forum pozostającym w domyśle uchodziła za wyrocznię. To po pierwsze.
      Po drugie nigdzie tu nie napisałam nic co by wskazywało na to, że jestem przeciwniczką fanatyczną stosowania chemii w rolnictwie. Owszem, jestem przeciwniczką stosowania tej chemii "na chama". Ale uważam, że lepsza pszenica opryskana fungicydem -sensownym i w odpowiednim terminie, niż pszenica porażona grzybem. Wiedzę w materii związanej z rolnictwem nabywałam przez 30 parę lat i nabywam w dalszym ciągu. Nic mnie nagle nie oświeciło. Ale w ostatnim czasie chemizowanie wszystkiego co się tylko da stało się nader powszechne. (Np. mięso ze sklepu do niedawna nie było aż tak obrzydliwe i nie nadające się do wyrobów kulinarnych, jak ostatnio. Jeszcze w ub. roku soki i jogurty nie były tak powszechnie faszerowane syropem g-f.) Jestem przeciwna praktykom @monsanto@, genetycznie modyfikowanej żywności. Oraz uważam, że należy być uczciwym w tym co się robi: jeżeli zgłasza się plantację ekologiczną i na tę ekologię dostaje dotację, z powodu iż koszty upraw eko są wyższe niz tradycyjnych, to się nie sypie w maliny polifoski i nie struga durnia. Ekologię można stosować na RODOS i to nie zawsze z pełnym powodzeniem (Moje pomidory pryskam drożdżami i gnojówką pokrzywową. Ale na mszyce na bobie i robale na kapuście żadna ekologia nie pomogła - dopiero chamska chemia. Także na kanciastą plamistość ogórków) Jeszcze raz podkreślam - chodzi o to, żeby ta chemia zastosowana była z sensem, właściwie i uczciwie (a nie - pomidory wczoraj opryskane - dziś idą do sprzedaży)
      Podobnie desykacja rzepaku - zabieg slużący jedynie podniesieniu zysku z uprawy, a powodujący, że kuszamy potem ten glifocyd.

      To tak dla jasności, KoziLas, na Twoje potrzeby psychiczne.

      Usuń
  3. Colorado, czy prawem właścicielki bloga byłabyś uprzejma wywalać ew. posty koziegolasa won? at first? Bo skoro ten kl nie ma nic do powiedzenia w temacie to po jakiego wója tu wchodzi? nudzi się człek? to niech sobie w wolnym czasie etykietki przez lupę poczyta.Twój blog jest zbyt ekskluzywnym miejscem dla takiej osoby.
    Obok domu mojego syna jest plantacja warzyw - to tereny legendarnego przedwojennego warzywnika ursynowskiego Branickich. Ziemia tłusta, wszystko rośnie.W tym roku była kapusta biała, tak ze 2ha. Sąsiad był niezwykle uprzejmy, bo przyszedł do syna powiedzieć, żeby przez tydzień okien od strony kapusty nie otwierał, bo pryskać będzie. Bardzo porządny człowiek, prawda? syn ma ogródek dziecinny od strony kapusty, miło, że uprzedził nie?
    ps. corocznie obcinam pędy czarnej porzeczki i wsadzam w ziemię. przyjmuje się bez nikakich ( ukorzeniaczy wyjaśniam dla głąbów typu kl ), w moim mazowieckim piachu.chyba sobie ogródek porzeczkowy machnę - mało jest tak niewymagających krzaczków. Jak myślisz, ile powinnam mieć na małe słoiczki tak z 10 dżemików, bo czarnych porzeczek w naturze i w kompocie nawet jakoś nie uwielbiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Absolutnie sobie wypraszam używania jakichkolwiek inwektyw pod adresem któregokolwiek z komentatorów moich postów.
      Dziwię się Kozilas, że Ty tu w ogóle zaglądasz i czytasz te moje "śmieszne" bzdury, bo jest to zainteresowanie bez wzajemności.
      Każdy następny twój komentarz zostanie usuniety.

      Usuń
    3. Evunia - ile krzaczków? Nie wiem, może pięć, sześć.
      Ja w tym roku robiłam dżem z 7 kg porzeczek. do tego jakieś 3 kg cukru. Wyszło 17 słoików o pojemności 350ml.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  4. Aha, moje juz nie maleńkie kocięta wsuwają kurczaczka i ochłapki wieprzowe i co popadnie aby mięseczko -surowe, gotowane, co dadzą. Jednego tylko ni cholery nie tkną - średniej a nawet luksusowej karmy z puszki. Ostatnio z rezygnacją zjadły skórki chlebowe z masłem - aby tylko nie tknąć pełnych misek karmy z wyższej półki puszkowej. Wiedzą, co robią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Colorado, czy prawem właścicielki bloga byłabyś uprzejma wywalać ew. posty koziegolasa won? at first? Bo skoro ten kl nie ma nic do powiedzenia w temacie to po jakiego wója tu wchodzi? nudzi się człek? to niech sobie w wolnym czasie etykietki przez lupę poczyta.Twój blog jest zbyt ekskluzywnym miejscem dla takiej osoby.
    Obok domu mojego syna jest plantacja warzyw - to tereny legendarnego przedwojennego warzywnika ursynowskiego Branickich. Ziemia tłusta, wszystko rośnie.W tym roku była kapusta biała, tak ze 2ha. Sąsiad był niezwykle uprzejmy, bo przyszedł do syna powiedzieć, żeby przez tydzień okien od strony kapusty nie otwierał, bo pryskać będzie. Bardzo porządny człowiek, prawda? syn ma ogródek dziecinny od strony kapusty, miło, że uprzedził nie?
    ps. corocznie obcinam pędy czarnej porzeczki i wsadzam w ziemię. przyjmuje się bez nikakich ( ukorzeniaczy wyjaśniam dla głąbów typu kl ), w moim mazowieckim piachu.chyba sobie ogródek porzeczkowy machnę - mało jest tak niewymagających krzaczków. Jak myślisz, ile powinnam mieć na małe słoiczki tak z 10 dżemików, bo czarnych porzeczek w naturze i w kompocie nawet jakoś nie uwielbiamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile kosztuje słoik dżemu na cukrze? bo jak ciotka konfitury rosyjskie z wiśni robiła to na 1kg wydrylowanych wiśni=min 1,5kg cukru szło.
    Na targu u mnie kobitka kupowała od rolniczki skrzynkę 5 kg wiśni a 10 zł w lipcu ( drylować mi się nie chciało, też bym wzięła).małe, domowe. czyli do tego 6 kg cukru, niechtam, z lidla a 2,70, tylko nie pamiętam ile słoików konfitury z tego wyjdzie, chociaż póki wiśnię miałam też robiłam. Koszt opału=0 - letnia kuchnia na odpadkach drzewnych.wysiłek ca 0 (potrząsnąć, szumowiny zebrać). Najdroższy jest rondel miedziany - chgw dlaczego musiało być w miedzianym rondlu.Wiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki maleńki słoiczek, 240g tego "100% owoców" z Łowicza kosztował w peesesie w Rz. 8,6zł.
      Konfitur prawdziywch chyba nie kupisz. Często pod tytułem "konfitura" jest sprzedawana jakaś jednorodna mamłyga owocowa. A w konfiturze ma być cały owoc + syrop gęsty sam z siebie.
      Też się zastanawiałam, dlaczego te rondle musiały być miedziane?Bo miedź dobrze przewodzi ciepło? Ale jak szybko pobiera, tak szybko oddaje. Poza tym miedź jest bardzo reaktywna i szybko wchodzi w reakcje z kwasami itepe. Te ichnie rondle niby były "pobielane" wewnątrz. Ale ja mam takie miedziane naczynie "pobielane" i wydaje mi się, że to jest cyna, a to też niefajnie.
      Więc ja robię te konfitury i dżemy w stalowych rondlach z podwójnym dnem, stawiając je dodatkowo na "podkładce". Czasem w emaliowanej brytfannie, którą mi się udało przez lata uchować bez odbicia emalii. Do dżemów daję max kilo cukru na 2kg owoców. A wiśnie dryluje palcami - najszybciej idzie. Drylownicą muszę to robić na stojąco, ze względu na konieczność naciskania na tego podskakującego bolca. I przepuszcza pestki, a potem trzeba uważac na zeby, zwłaszcza jak się ma te odpłatne.

      Usuń
  7. Chcę wykalkulować ile kosztuje domowy słoik dżemu.Jeśli porzeczki własne to 60 groszy słoik ( 10 zł cukier/17), jeśli kupne a 2 zł, słoik 1,40. jasne, trzeba mieć trochę czasu i odpowiednie warunki techniczne do produkcji domowej.
    Po ch te konserwanty, znalazłam w piwnicy powidła śliwkowe ad 2013 - dalej pyszne i oczywiście nie zepsute. I jak to prawdziwe powidła z węgierek bez cukru, tylko z dodatkiem masła, jak babcia robiła. na letniej kuchni duszone.
    Noż wiadomo czym się konfitura od dżemu różni, wiadomo - dżem raz-dwa, a konfiturka towar bardziej luksusowy, 3 dni wymaga.
    Jedyna inwestycja - nauczona przez bardziej doświadczoną osobę kupuję co roku nowe pokrywki.
    Pytanie - mam gar z blachy kwasoodpornej, taki nowoczesny. Już wiem, że rosół z niego psuje się błyskawicznie ( why?), jak sądzisz - nada się do powideł? bo śliwki w tym roku obrodziły nadzwyczajnie i powidła muszą być.Ale jak te 10 litrów będę obrabiać 3 dni to nie chciałabym zmarnować z powodu garnka.
    Pytanie 2 - warto kupic sokownik? czarnego bzu zatrzęsienie, ale skubanie, odciskanie itd. + czarne łapy zbyt kłopotliwe. Kupić? to chyba na lata będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Na powidła nadają się właściwie tylko zwykłe węgierki. I to jeszcze nie teraz, a we wrześniu jakoś, jak już zaczynają zasychać od ogonka. Inne sa zbyt wodniste i za długo to trwa.
      Ad pytanie 2: Ja bym się tak na ten czarny bez nie jeżyła. Sok z cz.b. jest paskudny w smaku i jedynie w charakterze lekarstwa ma rację bytu. Czy kupic sokownik? Na 1,5 osoby? Chyba, ż esoki sie uwielbia. Ale teraz już do jesieni idzie i (oprócz tego ewentualnego bzu) nie bardzo jest z czego robić soki w sokowniku. Tak, sokownik jest na lata. Ja mam, aluminiowy niestety, zakupiony "na ruskich, jak dziecięta niemowlętami były. W sokowniku robię głownie sok z porzeczek czerwonych, z wiśni (jak jest nadmiar - w tym roku było cienko) i z malin. Innych soków w zasadzie nie robię.
      2. Uważam, że rondel ze stali kwasoodpornej jest lepszy od miedzianego.
      3. Rosół kiśnie chyba nie od tej stali, tylko od zawartości. Nie wolno rosołu zostawiać z włoszczyzną, zwłaszcza z cebulą. Zawsze cedzę i nie ma problemu. No i do drugiego dnia żaden rosół pewny nie będzie stojąc na kuchence - jedynie lodówka.

      Usuń
  8. Sok z czarnego bzu jest pyszny - dodaję do herbaty jesienią, zimą do grzanego piwa. Suszone owoce bzu też gromadzę - de gustibus... w tym roku są ogromne soczyste grona, upału nie było, nie wyschły. Robię ten sok co roku po kilkanaście butelek, tylko praca brudnawa, nawet w 1x-ówkach. Pomyślę o sokowniku. dzięki za rady.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..