Kury systematycznie zostawiam otwarte na noc odkąd się ciepło zrobiło. I niestety, żaden lis nie ma na nie ochoty. Szkoda. Z trzema kurami tyle samo zabawy co z dwudziestoma, a pożytku z nich żadnego. Starszy uparcie odmawia skrócenia.
Dziecko usiłowało sprzedać "zieloną strzałę" Opisało dokładnie co jej dolega, nad wyraz szcezrze, jakby odstraszyć chciało. Cena była szrotowa prawie. Narwał się jakiś amator. Przyjechał 150km i zaczął wydziwiać, że tu wkląsnięta, a tu zardzewiała itp. A strzała wygląd ajak złom, ale chodzi jak strzała. Więc dziecko stwierdziło ż epokrosuje nią trochę i na szrot sprzeda. No i krosowało od niedzieli. Wczoraj utopiło ja w błocie. Dziś rano wydobyło i przyjechało. I Dziecko zakochało się w strzale i twierdzi, że mu szkoda na złom ją oddawać. Można i tak. Dziecko słabość do aut miało już od gimnazjum. Tylko w żadnym na szczęście nie było tak zakochane, żeby go nie dojechać na maksa i zezłomować. Przy czym były to auta bezpapierowe i już po złomowej cenie nabywane. Jedno z nich jest tu obok na zdjęciu. Tym czerwonym, to nawet w porywach do kościoła się jechało i nawet Córka siadła za kierownicę (bez prawka).
Dzisiaj, całe popołudnie Dziecko spędziło w garażu ze swoją zieloną miłością. Nie interesowało mnie, co tam robi. Potem zobaczyłam go z wydechem w ręce. A potem poszłam po wiadra do kóz i jak zobaczyłam, co zobaczyłam, to mi się prawie słabo zrobiło: strzała stała podniesiona za dupę na lewarze (jednym), a Dziecko leżało pod autem. Wielokrotnie już asystowałam w charakterze "podaj dziesiątkę, podaj nakrętkę" przy akcjach typu "Dziecko leży pod samochodem, a matka sie modli, żeby nie spadł", ale zawsze jednak ten samochód podniesiony był bezpieczniej niż na jednym lewarze. Chwilę mi przejść nie chciało, ale nic nie rzekłam. W końcu, jak z wiadrami wracałam, to spuścił to auto i wyjął lewar. Jednak kanał jest nieodzownie potrzebny.
Wczoraj było Święto Kota. Na tę okoliczność koty zostały uwiecznione na portrecie zbiorowym. Było to trudne, bo warki i parskanie się odbywało i Pan Kot za nic nie chciał w babskim towarzystwie dać się zdjąć. No to go wlepiłam na środek. Tyle, że fotoszop jakoś średno ze mną współpracował, więc wyszło, jak wyszło. Oto tak:
To jest bukiet z kotów na Dzien Kota.
Pan Kot rzeczywiście wklejony prostacko, ale ... musiały być wszystkie w kupie i już!
Tak poza tym, to nic mi się nie chce. Nawet pisać mi sie nie chce i zebrać się w kupę nie mogę. Czytam za to zawzięcie Agathę. Żeby nie zacząć Agathą rzygać (o co mnie podpytywało juz Dziecię) zmieniam: raz Poirot, raz Murpleraz Tommy&Tuppence, a w przerywniku film.
Nie będę rozwijać, dlaczego mi się nie chce. Powiem tylko krótko, że się na służbę do tych dwóch patafianów nie najęłam. I cześć. Więc strajk, włoski, czy jaki tam kto chce. Koniec, kropka i dupa blada. Idę czytać dalej...
Iwono, bardzo to niebezpieczne leżenie pod samochodem, kiedy on tylko na lewarku, u naszego dalekiego sąsiada skończyło się to tragicznie, zanim ktoś zauważył; trzeba by mi do ogrodu na przycinanie gałęzi wyjść, ale jakoś jeszcze mam obawy, że zaraz mnie złapią krzyże, bo jeszcze chłodem ciągnie; bukiet z kotów najładniejszy, a Tosia? jak ona się miewa? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTosia jest najgrzeczniejszym i najspokojniejszym z kotów. W dodatku jest taka malutka okrąglutka i przemiła w dotyku. Ale najwdzięczniejszym kotem, taką słodką wariatką jest Panna Kota Dzieckowa. Jedyny kot, który przyłazi z własnej woli na kolana, pomruka i poudeptuje chwilę, a potem idzie.
OdpowiedzUsuńTam pod tym autem, okazało się dziś rano, były wstawione takie duże klocki drewniane, w paru punktach. Auto nie trzymało się na samej windzie. Jednak nie jest bezmyślny. Ale wczoraj zawał był w drodze.
Z ogrodem poczekaj jeszcze chwilę. Teraz najłatwiej "się doprowadzić" niby wiosna, ale jednak jeszcze nie.